Donald Tusk ogłosił, że SLD może być przyszłym koalicjantem Platformy Obywatelskiej. Co pan na to?
To ciekawy pomysł, bo może doprowadzić do złamania dotychczasowej reguły, że partie postkomunistyczne z postsolidarnościowymi wspólnie nie rządzą. Po 1989 roku był tylko jeden moment, gdy ludzie z tych dwóch obozów zaangażowali się we wspólny projekt polityczny – było to referendum zatwierdzające naszą akcesję do Unii Europejskiej. Potem o takich projektach, które łączą ludzi z różnych środowisk, marzył Kwaśniewski, ale były one nieudane.
Historia koalicji Lewica i Demokraci jest znana.
No właśnie, a Europa Plus jest powtórzeniem tego samego schematu i pewnie skończy tak samo jak LiD. Ale Tuskowi może się udać, jeżeli postawi na nowy podział na scenie politycznej: na siły modernizacyjne złożone z postkomunistów i solidarnościowców oraz na siły konserwatywne. Te pierwsze, czyli PO i SLD mogą rządzić po następnych wyborach. Marzenie Kwaśniewskiego może zrealizować ktoś inny i to go strasznie denerwuje. Stąd te przytyki, że SLD jest już jedną nogą w koalicji z PO. A nie jest.
Między SLD a PO jest przepaść programowa, trudna do zlekceważenia nawet w postpolitycznej rzeczywistości.