To oczywista nieprawda. Jest to tzw. średnia arytmetyczna (sumuje się zarobki i dzieli przez 4). Ale w przypadku nauczycieli robić tego nie wolno. Trzeba tu wyciągać tzw. ważoną średnią arytmetyczną, tj. uwzględnić ilu nauczycieli pracuje w poszczególnych stopniach awansu. Dlaczego? Bo ich rozkład jest skrajnie nierównomierny. Z danych MEN wynika, że najmniej zarabiających stażystów jest zaledwie 3,4 proc., a nauczycieli kontraktowych 13,4 proc. Z kolei dobrze zarabiających mianowanych jest 26,6 proc., a najlepiej uposażonych dyplomowanych aż 56,6 proc. Jeśli zatem weźmiemy pod uwagę strukturę wynagrodzeń i wyliczymy średnią ważoną to okazuje się - zrobił to dla nas MEN - że średnia pensja to dokładnie 4371 zł. Czy pan Broniarz chce podważać zasady matematyki?
Napisaliśmy, że pedagodzy w Polsce zarabiają 4,7 tys. zł miesięcznie doliczając – także uzyskane w MEN informacje – o dodatkach do pensji, które nie wchodzą w ich skład. Broniarz oburza się, że „popełniamy błąd, wliczając do średniej płacy dodatki socjalne i świadczenie urlopowe. (...) Dodatki socjalne, zgodnie z Kartą Nauczyciela, nie podlegają wliczaniu do średniego wynagrodzenia nauczycieli".
Zgoda, że nie podlegają. Ale czy to są inne pieniądze niż te, które wypłacane są z tytułu pensji? Czy fakt, że niemal wszyscy nauczyciele w Polsce otrzymują co miesiąc 250 zł z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych oznacza, że Rzeczpospolita nie może doliczyć tych kwot do kwoty ich wynagrodzenia? Czy to są jakieś inne złote? Czy wszyscy pracownicy w Polsce mają takie przywileje?
Nie chodzi nam o to by obniżać pensje pedagogów. To dobrze, że rząd je podniósł i zarabiają oni, jak na polskie warunki, przyzwoicie. To oni odpowiadają za jakość edukacji. Chodzi jednak o to, że Platforma Obywatelska zmarnowała – dając im podwyżki - niepowtarzalną okazję do reformy polskiej szkoły. Chodzi też o to, by te pieniądze wydawać racjonalnie – doceniać tych, którzy się starają, a móc dyscyplinować tych, którzy tego nie robią. Blokuje to teraz relikt PRL – Karta Nauczyciela.
Broniarz zarzuca nam, że „atakujemy nauczycieli za zapowiedź protestu". To nieprawda. Chodzi nam o to, by związki zrozumiały wreszcie, że obrona zawartych w Karcie przywilejów szkodzi najbardziej tym, dla których rzekomo działa szkoła. Czyli dzieciom i rodzicom.A także nauczycielom-entuzjastom, którym wciąż się chce.