Podczas panelu o roli państwa w gospodarce przekonywał o potrzebie wspierania przez polski rząd inwestycji w Afryce. – Afryka to dziś miliard ludzi – mówił – a przy aktualnych trendach demograficznych, jej populacja się podwoi już w roku 2050. Jakiż to rynek, ile rąk do pracy, jaki potencjał inwestycyjny...
Często powtarzam te słowa, bo w istocie, to co mi najbardziej imponowało w Janie Kulczyku, to skala jego myślenia i szerokość horyzontów. Nie wiem, czy miał to od urodzenia, czy nauczyła go tego aktywność biznesowa. Faktem jest, że wśród wyrosłych nad Wisłą ludzi biznesu jako pierwszy stał się inwestorem globalnym. Nie szukał swojej szansy wyłącznie na najlepiej rozpoznanym rynku polskim, choć od niego zaczynał. Gros jego inwestycji sięgało daleko poza kraj.
Między innymi poprzez notowaną na londyńskiej giełdzie spółkę Ophir Energy szukał ropy i gazu w Afryce, Azji, na Filipinach. Także bliżej Polski, na Ukrainie. Ileż odwagi i osobistej determinacji wymagało wejście w szranki konkurowania ze światowymi potentatami, rekinami rynku energetycznego. A jednak się nie bał. Podejmował rękawice i wygrywał. Także dla Polski.
Nie miejsce tu, by rozpisywać się na temat jego przedsięwzięć w kraju. Zaczęły się w latach 80. Nasiliły po odzyskaniu wolności. Był w tym czasie jednym z pionierów rynku motoryzacyjnego, także rynku prywatyzacji. Potem mocno zaangażował się w przecieranie szlaków partnerstwa publiczno-prywatnego. Efekt? Choćby autostrada poznańska.
Na podsumowanie jego aktywności biznesowej pewniej przyjdzie jeszcze czas. Dziś trzeba wspomnieć, że straciliśmy nie tylko ważnego animatora polskiej obecności na rynkach międzynarodowych, ale również wybitnego społecznika i filantropa. Wspierał nie tylko klasztor Paulinów na Jasnej Górze i Muzeum Żydów Polskich Polin. Był niemal wyłącznym sponsorem PKOl.