Na początek didaskalia, ale bez nich trudno oddać atmosferę, w jakiej toczy się kampania wyborcza partii rządzącej. Kilka dni temu premier Ewa Kopacz podczas konferencji prasowej ujawniła, że przygotowywane jest podsumowanie prac rządu. Mówiła, że „miała pokusę", by odbyło się ono na Politechnice, gdzie, jak sama przyznała, miała nienajlepszy początek rządów. Powrót do tego niefortunnego miejsca miałby pokazać, jak wiele w tym czasie się nauczyła. O tym, że premier uległa jednak pokusie, o której informowała już w czasie przeszłym, dziennikarze dowiedzieli się we wtorek około godz. 23. Wtedy Centrum Informacyjne Rządu rozesłało zaproszenie na imprezę. Chodziło o suspens, czy sprawa ważyła się do ostatniej chwili?
O tej porze było już wiadomo, że PiS zaatakuje rząd za złamanie umowy ze stycznia, kiedy to premier zobowiązała się do 30 września uregulować sytuację w górnictwie. Tematem rodzącej się w bólach Nowej Kompanii Węglowej rząd zajął się na specjalnym, ogłoszonym naprędce posiedzeniu, dzięki czemu premier na Politechnice mogła mówić o „roku spełnionych obietnic".
Premier Kopacz nie zamierza brać na siebie win za zaniechania PO od 2007 r., kiedy to była najpierw ministrem zdrowia, a potem marszałkiem Sejmu. Po raz kolejny przyznała, że infrastruktura, która powstała przez ostatnie lata, to za mało i istnieje potrzeba, by efekty rozwoju odczuli w swoich portfelach Polacy.
Dlatego scenę wypełniły postulaty z jej własnego exposé. Sprytnym ruchem wizerunkowym był pomysł podzielenia ich na obszary tematyczne. Premier miała „odhaczać" te, które udało się zrealizować. Efekt popsuł drobny szczegół. Mazak, którego używała, nie był zbyt wyraźny i „ptaszków" przy kolejnych sukcesach nie było widać. Zepsuło to obrazek telewizyjny, pod który zostało to skrojone.
Miejscami „odhaczenie" zostało potraktowane zbyt dosłownie. Premier mówiła o zrealizowaniu obietnicy pakietów kolejkowego i onkologicznego w służbie zdrowia. Nawet jeśli zignorować krytyczne głosy części ekspertów i opozycji, to trzeba pamiętać, że najlepszą recenzją efektów ich wprowadzenia była dymisja odpowiedzialnego za nie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Biorąc pod uwagę ustawę o refundacji in vitro czy likwidację śmieciowego jedzenia w szkołach, obszar ochrony zdrowia był jednym z niewielu, w którym premier mogła mówić o już funkcjonujących rozwiązaniach, nie zaś o zapisach w przyszłorocznym budżecie. Przyjmie go dopiero nowy Sejm, więc żadna z tych „spełnionych" zapowiedzi nie jest do końca pewna. Wśród nich jest zwiększenie od przyszłego roku nakładów na naukę o 6 proc., dodatki dla emerytów, roczne świadczenie rodzicielskie w wysokości 1 tys. zł, które miałyby otrzymywać również osoby, które nie opłacają składek ZUS.