Spadają ceny wołowiny, europejskie media publikują alarmujące artykuły o mięsie chorych krów z Polski, główny lekarz weterynarii musi się tłumaczyć w Brukseli, a polska ambasador zostaje wezwana na dywanik do czeskiego ministra rolnictwa. To wszystko efekt skandalu, który wybuchł po emisji w TVN reportażu „Chore bydło kupię". Choć wołowina z położonego pod Ostrowią Mazowiecką zakładu łamiącego wszelkie normy produkcji i przepisy o dobrostanie zwierząt to jedynie 0,1 proc. polskiej produkcji tego mięsa, wybuchła największa od lat afera, która może się odbić na interesach całej branży.
Ciemna strona branży
Dramatyczny obraz nocnej pracy ubojni w jednym z zakładów mięsnych na Mazowszu ujawnili reporterzy programu „Superwizjer". Sfilmowali, jak w nocy sprowadzane jest chore bydło i w drastycznych okolicznościach przerabiane na mięso, które trafia następnie do zwykłej sprzedaży w kraju i za granicą.
Czytaj także: O jedną rzeźnię za daleko
Proceder przynosił wysokie zyski: za średniej wagi zdrową krowę ubojnia płaci hodowcy 2,5 tys. zł, za leżącą, czyli chorą, nienadającą się na mięso – tylko 400–500 zł. W efekcie ubojnia na kilogramie zdrowej krowy zarabiała 0,3 zł, a chorej – 2 zł. Reporterzy TVN twierdzą, że choć ujawnili nielegalne praktyki w jednym zakładzie, to podobny proceder ma miejsce w całej Polsce.