Tempo prac parlamentarzystów zawrotnie przyspieszyło, choć i wcześniej było szybkie. W poprzednich dwóch kadencjach średnio na każdym posiedzeniu powstawało przeciętnie osiem ustaw. Statystyka prac parlamentu obala pogląd, że rząd koalicji PO – PSL i jego poselsko-senatorskie zaplecze nic nie robiły.
1,5 tys. projektów
Inna sprawa, czy robiły to dobrze. Tworzone w takim pośpiechu przepisy nieraz trzeba było poprawiać (np. ustawa hazardowa, kodeks wyborczy, ustawa antykryzysowa). Wydawało się chwilami, że nikt nad tym procesem nie panował. Zasadą bywało: najpierw uchwalić, a potem zobaczyć, jak to działa, i w razie czego poprawiać.
Wynikało to po części z przekonania posłów, że miernikiem skuteczności wypełniania misji powierzonej im przez wyborców jest aktywność legislacyjna. Przykładem choćby stanowienie przepisów nierealnych, jak uchwalona z inicjatywy rządu ustawa o elektronicznych dowodach osobistych, których termin wprowadzenia trzeba było przesuwać.
W zamkniętej w piątek kadencji Sejmu wniesiono rekordową liczbę 1509 projektów ustaw. Uchwalono 63 proc. z nich. W poprzedniej, V kadencji (rządy koalicji PiS – LPR – Samoobrona) ten współczynnik wynosił 54 proc., w IV kadencji zaś (rządy lewicy) – 70 proc.
W poprzednich kadencjach Sejm uchwalał średnio osiem ustaw na jednym posiedzeniu