[b]Rz:[/b] W tym roku przypada okrągła. 20. rocznica odrodzenia się samorządu terytorialnego w Polsce. Co okazało się najważniejszym efektem zmian?
[b]Jerzy Miller:[/b] Te 20 lat to wystarczająco długi okres, by ocenić skutki tamtych decyzji. Na pewno jest to reforma, która odcisnęła bardzo głębokie piętno i w większości przypadków bardzo pozytywne. Nauczyliśmy się jako mieszkańcy nie adresować wszystkich oczekiwań do rządu, tylko do lokalnego samorządu. To najistotniejsza zmiana. Od rządu oczekujemy dobrego stabilnego prawa, skutecznie egzekwowanego bezpieczeństwa państwa i osobistego, właściwej reprezentacji na zewnątrz, by prestiż Polski był coraz większy. Większość zadań realizuje jednak samorząd. Tak działa zasada pomocniczości.
Ludzie się bardziej angażują w dialog o sprawach im bliskich, sprawach dnia codziennego. Rzadko uczestniczą w dyskusji np.o uzawodowieniu armii, ale chętnie dyskutują o tym, czy np. ma być wydzielony buspas w Warszawie. Patrząc po 20 latach na rozwój różnych gmin, miast, widać różnice. Mamy Polskę, która więcej inwestowała i dlatego rozwija się szybciej, i taką, która przede wszystkim podnosiła wygodę życia i dlatego jej rozwój jest wolniejszy.
Moim zdaniem najważniejszym czynnikiem był dobór wybranych władz samorządowych. Jeszcze raz okazało się, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Gminy, w których przez wiele kadencji rządzi dobry wójt, burmistrz czy prezydent, przygotowany do zarządzania skomplikowanym organizmem gminy, w harmonii z radą nastawioną na rozwój społeczności lokalnej, a nie na spory polityczne czy ambicjonalne, mimo że w 1990 roku należały do najbiedniejszych, dzisiaj imponują swą dynamiką wzrostu.
[b]W przypadku gmin chyba wszyscy się zgodzą, że zmiana była korzystna. Ale na tym reforma się nie skończyła. [/b]