Gminy wygrywają

Przez 20 lat nauczyliśmy się, by nie adresować wszystkich swoich oczekiwań do rządu, ale z częścią chodzić do samorządu. To wielki sukces reformy – twierdzi minister spraw wewnętrznych i administracji w rozmowie z Aleksandrą Kurowską

Publikacja: 08.03.2010 02:30

Gminy wygrywają

Foto: PARKIET

[b]Rz:[/b] W tym roku przypada okrągła. 20. rocznica odrodzenia się samorządu terytorialnego w Polsce. Co okazało się najważniejszym efektem zmian?

[b]Jerzy Miller:[/b] Te 20 lat to wystarczająco długi okres, by ocenić skutki tamtych decyzji. Na pewno jest to reforma, która odcisnęła bardzo głębokie piętno i w większości przypadków bardzo pozytywne. Nauczyliśmy się jako mieszkańcy nie adresować wszystkich oczekiwań do rządu, tylko do lokalnego samorządu. To najistotniejsza zmiana. Od rządu oczekujemy dobrego stabilnego prawa, skutecznie egzekwowanego bezpieczeństwa państwa i osobistego, właściwej reprezentacji na zewnątrz, by prestiż Polski był coraz większy. Większość zadań realizuje jednak samorząd. Tak działa zasada pomocniczości.

Ludzie się bardziej angażują w dialog o sprawach im bliskich, sprawach dnia codziennego. Rzadko uczestniczą w dyskusji np.o uzawodowieniu armii, ale chętnie dyskutują o tym, czy np. ma być wydzielony buspas w Warszawie. Patrząc po 20 latach na rozwój różnych gmin, miast, widać różnice. Mamy Polskę, która więcej inwestowała i dlatego rozwija się szybciej, i taką, która przede wszystkim podnosiła wygodę życia i dlatego jej rozwój jest wolniejszy.

Moim zdaniem najważniejszym czynnikiem był dobór wybranych władz samorządowych. Jeszcze raz okazało się, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Gminy, w których przez wiele kadencji rządzi dobry wójt, burmistrz czy prezydent, przygotowany do zarządzania skomplikowanym organizmem gminy, w harmonii z radą nastawioną na rozwój społeczności lokalnej, a nie na spory polityczne czy ambicjonalne, mimo że w 1990 roku należały do najbiedniejszych, dzisiaj imponują swą dynamiką wzrostu.

[b]W przypadku gmin chyba wszyscy się zgodzą, że zmiana była korzystna. Ale na tym reforma się nie skończyła. [/b]

Drugim etapem reformy samorządowej było utworzenie powiatów i województw i tu już ocena nie jest tak powszechnie dobra, zwłaszcza na szczeblu powiatowym. Porusza się kwestię, czy powiaty w ogóle są potrzebne, a jeśli już, to czy powinno ich być aż tak dużo. Dzisiejsza cywilizacja pozwala kontaktować się wystarczająco łatwo, by odległość od urzędu nie przeszkadzała w codziennym życiu. Można się więc zastanawiać, czy brak tego pośredniego tworu między gminą a województwem, jakim jest powiat, byłby odczuwalny. W terenach zurbanizowanych pewnie nie. W terenach wiejskich może bardziej.

Nie chcę się wdawać w spór polityczny, czy powiaty są potrzebne czy nie – ale administracja powiatowa nie wypełnia oczekiwań pokładanych w niej w 1999 r. Ważną sprawą jest to, że powiat może się dzielić swoimi zadaniami. Ale często tego nie robi. Np. prowadzi szkoły ponadgimnazjalne, choć może przekazać je gminie, co mogłoby być korzystne dla obydwu stron. Cześć powiatów podchodzi jednak do tego ambicjonalnie i nie chce oddawać zadań nawet dużym miastom. To jest niezrozumienie zasady pomocniczości. Nieraz dotyczy to dróg, które są dziurawe, ale nie ma zgody na oddanie ich gminie. Widać podejście: brońmy tego, co mamy, by nie podać w wątpliwość sensu naszego istnienia.

Pozostaje też kwestia liczby powiatów – to były najtrudniejsze decyzje reformy 1999 r. Podkreślano kwestie tradycji, powrotu do poprzedniej mapy podziału administracyjnego. Ale zapomniano, iż przed wojną tworzono ją według zasady, by mieszkaniec mógł furmanką dojechać z domu do urzędu i wrócić tego samego dnia. Teraz takie rozdrobnienie nie jest potrzebne. Przez to, że powiatów jest dużo i są małe, ich władze narzekają, że mają za mało pieniędzy. Prawda jest taka, że za dużo pieniędzy wydają na utrzymanie swego urzędu.

[b]W samorządach wojewódzkich tego problemu już nie ma?[/b]

Póki samorząd województwa nie został dysponentem środków z UE, też narzekał na brak pieniędzy. Ale sytuacja się diametralnie zmieniła, odkąd województwa podejmują decyzje o tych funduszach. Najsilniejsza ekonomicznie jest gmina, potem samorząd województwa, na końcu powiat.

[b]Likwidacji powiatów poważnie nie bierze się chyba pod uwagę. Za to sprawą regularnie powracającą w debacie publicznej, a nawet sejmowej, są zmiany dotyczące metropolii.[/b]

Faktycznie. Największe z miast łączą kompetencje gminy i powiatu. Ale współpraca metropolii z okolicznymi miejscowościami jest chyba najpoważniejszym problemem w relacjach samorządów. Okoliczne miejscowości żyją z dużymi miastami w symbiozie. Tam jest sypialnia, tu jest praca, szkoła, teatr czy kino. Więc podział administracyjny nieraz przeszkadza. Dlatego wyzwaniem jest wypracowanie reguł współpracy wokół miast. Zeszłoroczna debata na ten temat skończyła się fiaskiem, ale nie tracę nadziei, że dojdziemy do zgody. Dla samorządów ważne są kompetencje, ale mieszkańców to, czy za komunikację publiczną odpowiada gmina, powiat czy województwo, nie interesuje. Dlatego zwróciliśmy się do samorządowców województwa śląskiego, najbardziej zurbanizowanego w Polsce, ale i z największymi problemami współpracy „na styku”, by zastanowili się, jak chcieliby ustalić wzajemnie relacje.

[b]I na podstawie tych ustaleń mogłaby powstać jakaś ustawa? Czy byłyby to tylko ich wewnętrzne ustalenia?[/b]

Nie każdą ustawę trzeba pisać w ministerstwie. Czasem lepiej, by zręby napisali praktycy, którzy od kilkunastu lat zmagają się z kłopotami. Jeśli będą konflikty – będziemy interweniować. Oddajemy inicjatywę Śląskowi – czekamy na propozycje, w jakim kierunku powinny pójść zmiany przepisów dla tego regionu. Ale zastrzegliśmy: za zmianą nie pójdą dodatkowe pieniądze. Chodzi o to, by nie było zazdrości i kontrowania ustawy ze strony innych regionów.

[b]Dotychczas przepisy nie przewidywały wyjątków, np. w kwestii podziału pieniędzy czy struktury administracyjnej. Czy ustawodawstwo może być inne dla Śląska a inne dla Pomorza czy Mazowsza?[/b]

Polska jest zróżnicowana, więc i przepisy mogą być różne. Inna jest specyfika Warszawy – duże miasto i okolice, inny Śląsk – gdzie mamy mnogość miast. Dlatego mogę sobie wyobrazić inną ustawę dla aglomeracji warszawskiej, a inną dla śląskiej, która jest wyjątkowa, bo składa się z 14 miast. Granica metropolii powinna być warunkowana organizacją dostępności usług, np. transportowych, a nie decyzją parlamentu. Materia jest bardzo delikatna, bo nie jest problemem uchwalić ustawę , ale w zgodzie między sąsiadami jej przestrzegać. Poza tym powinny to być rozwiązania stabilne, choć oczywiście życie może wymusić modyfikacje.

[b]Na razie działania oddolne objawiają się łączeniem i dzieleniem gmin, które często się kończą sporami i prośbami o interwencję, np. premiera.[/b]

Nie ukrywam, że jest to problem. Co roku kilka gmin chce się dzielić, a za to duże miasta występują o przyłączenie sąsiednich miejscowości. Mniejsze gminy nie chcą przyłączać się do miast, bo są przyzwyczajone do samodzielności i nie chcą zginąć w dużym mieście.

Trzeba przygotować bardziej przejrzyste reguły zgody lub jej braku na podziały czy połączenia. Rozwiązaniem mogłoby być referendum – np. przy okazji wyborów. Druga kwestia to wydolność ekonomiczna. Dzielenie gmin nie może prowadzić do utraty samodzielności finansowej. Trzecia rzecz to spójność terytorialna. Obwarzanki wokół miast to zaprzeczenie idei samorządów. Kiedyś popełniono błąd, dopuszczając do powstawania powiatów ziemskich: silne miasto i wokół obwarzanek – słaby finansowo i infrastrukturalnie. Szkoły, instytucje kultury są w silnym powiecie miejskim. Ale ambicje ludzi zwyciężyły rozsądek i powiaty te powołano.

[ramka][b]CV Jerzego Millera[/b]

Urodził się w 1952 r. w Krakowie, absolwent krakowskiej AGH. Do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przeszedł z fotela wojewody małopolskiego, którym został w 2007 r. Za rządów Tadeusza Mazowieckiego został dyrektorem krakowskiego urzędu wojewódzkiego, a następnie wicewojewodą krakowskim. W rządzie Jerzego Buzka był zastępcą Leszka Balcerowicza w Ministerstwie Finansów, a potem członkiem zarządu NBP. W 2004 r. został prezesem NFZ. Był też wiceprezydentem Warszawy. [/ramka]

[b]Rz:[/b] W tym roku przypada okrągła. 20. rocznica odrodzenia się samorządu terytorialnego w Polsce. Co okazało się najważniejszym efektem zmian?

[b]Jerzy Miller:[/b] Te 20 lat to wystarczająco długi okres, by ocenić skutki tamtych decyzji. Na pewno jest to reforma, która odcisnęła bardzo głębokie piętno i w większości przypadków bardzo pozytywne. Nauczyliśmy się jako mieszkańcy nie adresować wszystkich oczekiwań do rządu, tylko do lokalnego samorządu. To najistotniejsza zmiana. Od rządu oczekujemy dobrego stabilnego prawa, skutecznie egzekwowanego bezpieczeństwa państwa i osobistego, właściwej reprezentacji na zewnątrz, by prestiż Polski był coraz większy. Większość zadań realizuje jednak samorząd. Tak działa zasada pomocniczości.

Pozostało 91% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"