Były esesman Johann R., strażnik niemieckiego obozu Stutthof (Sztutowo, 36 km od Gdańska), stanie przed sądem oskarżony o pomocnictwo w morderstwie kilkuset osób, straconych w obozie między 7 czerwca 1942 r. a 1 września 1944 r. W tym okresie oskarżony służył w KL Stutthof. Co robił przez 75 lat, jak mu się udało do tej pory nie stanąć przed sądem? Dopóki sąd nie ujawni aktu oskarżenia i danych oskarżonych, dopóty nie można o tym mówić.
Polski trop
Jego proces to pokłosie działań ocalonych z Holokaustu żydowskich więźniów obozu, zamieszkałych dziś w USA. Nawiązali oni kontakt z prawnikami z Düsseldorfu, tych zaś zna Rajmund Niwiński, niemiecki adwokat polskiego pochodzenia. Niemiecka prokuratura wniosła do Sądu Krajowego w Münster akt oskarżenia przeciwko dwóm esesmanom, ale we wtorek może ruszyć proces tylko Johanna R. Stan zdrowia drugiego oskarżonego, Fritza S., spowodował, że sąd wyłączył jego sprawę do odrębnego postępowania i może się ona zakończyć inaczej niż wyrokiem oceniającym winę podsądnego.
Czy Polska uczestniczyła w postępowaniu wobec strażników?
– Na przełomie lat 2016/2017 udzieliliśmy pomocy prawnej prokuraturze z Dortmundu – informuje „Rzeczpospolitą" prok. Robert Janicki z centrali pionu śledczego IPN. Stronie niemieckiej udostępniono dokumenty dotyczące obozu Stutthof, w tym akta o strażnikach, niemieccy prokuratorzy uczestniczyli też w oględzinach na terenie muzeum obozu w Stutthof.
Czytaj też: