Sprawę opisuje portal tvn24.pl. Kobieta podjęła decyzję o tym, żeby pokolorować sobie białka oczne na czarno. - To mój sposób na wyrażenie siebie - przekonywała.
- Wcześniej przez dwa lata nosiłam soczewki, które całkowicie zakrywały oczy. Stwierdziłam, że to jest coś, z czym dobrze się czuję. Chciałam, żeby te czarne oczy były częścią mnie, dlatego zdecydowałam się na zabieg, który trwale zmieniłby ich kolor. Od pomysłu do wykonania minęło jakieś pięć lat. Studia (tatuażu - red.) szukałam rok - opowiadała w Dzień Dobry TVN.
W listopadzie 2016 roku wówczas 21-latka wybrała się do studia tatuażu w Warszawie. Tam jego współwłaściciel Piotr A. wykonał tatuaż gałek ocznych. Po zabiegu klientka powiedziała tatuażyście, że straciła wzrok w jednym oku. Ten jednak stwierdził, że tatuaż został wykonany prawidłowo i zalecił okłady oraz leki przeciwbólowe.
Jak wskazywali jej pełnomocnicy, z badań biegłych powołanych przez prokuraturę wynikało, że tusz, który został wpuszczony w oczy ich klientki, był przeznaczony do tatuowania skóry.
Sprawą zajęła się prokuratura. Tatuażysta został oskarżony o nieumyślne narażenie młodej kobiety na ciężkie kalectwo. Nie przyznał się do winy. Groziły mu nawet trzy lata więzienia.