Nowy rok szkolny 2018/2019: reformę najmocniej odczują nauczyciele
– Takiego chaosu związanego ze zmianami w prawie w szkołach jeszcze nie było – mówi Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO im. Jana Śniadeckiego w Warszawie. – To był okres bardzo szybkich i nieoczekiwanych zmian w trakcie roku szkolnego – wtóruje mu Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Zawirowania w prawie trwały do ostatniej chwili. Dopiero 13 czerwca stało się pewne, że uczniowie otrzymają świadectwa 19 czerwca. Idąca do Brukseli minister Anna Zalewska nie podpisała rozporządzenia o skróceniu roku szkolnego. Zrobił to jej następca Dariusz Piontkowski.
W cieniu strajku
8 kwietnia rozpoczął się trwający 18 dni strajk nauczycieli. Wraz z odejściem od tablic pojawiło się ryzyko, że nie będzie komu nadzorować egzaminów gimnazjalnych i ósmoklasisty. Dlatego też MEN w błyskawicznym tempie znowelizowało rozporządzenie o szczegółowych warunkach przeprowadzania egzaminów maturalnych, gimnazjalnych i ósmoklasisty. Nowe przepisy pozwalały na zatrudnianie do komisji osób spoza szkoły, byleby miały uprawnienia pedagogiczne. Z tej przyczyny tegoroczne egzaminy nadzorowali m.in. strażnicy leśni, graniczni i strażacy.
Przedłużający się protest pedagogów wpłynął także na zmiany prawne dotyczące maturzystów. By mogli otrzymać świadectwo ukończenia szkoły średniej, w kilkanaście godzin doprowadzono do zmiany przepisów prawa oświatowego dotyczących klasyfikacji uczniów klas maturalnych w razie niezwołania rad pedagogicznych. Zgodnie z nimi może klasyfikować dyrekcja szkoły lub samorząd. MEN policzyło, że z nowego prawa skorzystało 200 szkół.
– Te przepisy – przypominam, że wciąż obowiązujące – odbijają mi się czkawką. Ustawa maturalna weszła w życie w sobotę, więc najpierw, zgodnie z prawem, wydałem świadectwa bez podpisu rady pedagogicznej. Potem kuratorium uznało, że powinienem wydać świadectwa zgodnie z nowymi przepisami. Dziś absolwenci mojej szkoły mają dwa ważne dokumenty, a ja ciągle tłumaczę się z tego kuratorowi – opowiada Jaroszewski.