Pułapki open source, czyli jak legalnie korzystać z darmowego oprogramowania

Wielu programistów nie wyobraża sobie pracy bez korzystania z wolnego oprogramowania. Ale czy zawsze wiedzą, jak legalnie z niego korzystać?

Publikacja: 17.06.2024 09:16

Pułapki open source, czyli jak legalnie korzystać z darmowego oprogramowania

Foto: Adobe Stock

Każdy, kto miał styczność z branżą IT słyszał o open source. W skrócie są to bezpłatnie rozpowszechniane programy komputerowe lub ich elementy, których licencje pozwalają użytkownikom na swobodne z nich korzystanie, modyfikowanie, wcielanie do innego oprogramowania oraz dalsze rozpowszechnianie. Zasady te stoją w opozycji do klasycznego prawa autorskiego, które wszystkie te uprawnienia przyznają twórcy programu, mogącemu żądać wynagrodzenia za udzielanie tego typu zezwoleń. Nic więc dziwnego, że dla programistów korzystanie z open source jest tak kuszące – po co wymyślać koło na nowo, skoro można bezpłatnie i legalnie czerpać z gotowych efektów pracy innych? Jak się okazuje, diabeł tkwi w szczegółach i wolne licencje nie zawsze oznaczają brak jakichkolwiek obowiązków.

Licencje permisywne

Opisywany problem w najmniejszym stopniu dotyczy tzw. „licencji permisywnych” (ang. „permissive licences”) – to rodzaj oprogramowania rozpowszechnianego na zasadach nakładających najmniejszą ilość obowiązków na użytkowników. Zazwyczaj ograniczają się one do obowiązku zachowania informacji o autorze programu, w niektórych wypadkach także kopii samych warunków licencji. Oznacza to, że oprogramowanie rozpowszechnianie na tych zasadach możemy modyfikować lub wcielać do własnego oprogramowania i rozpowszechniać dalej na dowolnych warunkach – także komercyjnych, niejako bogacąc się na pracy autora, który zrzekł się benefitów z tego tytułu (poza uznaniem jego autorstwa właśnie). Obowiązek ten nie jest specjalnie uciążliwy, choć w przypadku gdy twórca programu korzysta z wielu open source’owych komponentów, plik z informacjami o autorstwie i warunkami licencji może rozrosnąć się do całkiem pokaźnych rozmiarów.

W praktyce efekty takich klauzul widzimy w interfejsie używanego przez nas programu, np. w zakładce „oprogramowanie osób trzecich”. Znajdziemy tam listę wolnego oprogramowania wykorzystywanego przez ten program komputerowy (czasem wraz z kopiami licencji), tudzież taką listę znajdziemy w jego dokumentacji. Do licencji tego typu zaliczyć można np. licencję Apache, MIT, BSD 2-Clause czy BSD 3-Clause.

Licencje typu „copyleft”

Schody zaczynają się przy licencjach typu „copyleft”. Te mocniej kładą nacisk na idee zaprzeczające klasycznym prawom autorskim (stąd ich nazwa jako antyteza „copyright”). Nie tylko zezwalają na swobodne korzystanie czy modyfikowanie takiego oprogramowania, ale w przeciwieństwie do licencji permisywnych, narzucają użytkownikom także konkretne zasady dalszej dystrybucji. Z uwagi na intensywność tych obowiązków, licencje te dzielimy na tzw. „słaby” i „silny” copyleft.

Te pierwsze, podobnie jak licencje permisywne, wymagają zachowania informacji o autorstwie open source’owego programu. Ponadto zobowiązują, aby programy pochodne na nich oparte zawierały kopię kodu źródłowego oryginału, a często też i naszej modyfikacji. Licencjami typu „słaby copyleft” są np. licencje GNU Lesser General Public Licence (LGPL) czy Mozilla Public License (MPL).

Więcej problemów mogą sprawiać licencje typu „silny copyleft”. Te działają niejako na zasadzie „wirusowej”. Co prawda pozwalają na swobodne korzystanie z programu komputerowego i jego modyfikację czy wcielenie do innego programu, ale pod warunkiem, że wszelkie pochodne oprogramowanie będzie rozpowszechnianie na takich samych warunkach jak oryginał, ujawniając kody źródłowe w całości. To w praktyce wyklucza swobodną komercjalizację rozwiązania opartego na elementach silnie copyleftowych. Do licencji tego typu zaliczamy m.in. GNU General Public License (GPL), Affero General Public Licence (AGPL) czy Sybase Open Watcom Public License.

Programista musi być ostrożny

Świadomość programistów jest wysoka i najczęściej sprawdzają oni, czy mogą bezpłatnie korzystać i modyfikować publicznie dostępne komponenty. Mimo to nadal często zdarza im się zapominać o obowiązkach, jakie wolne licencje na nich nakładają. Nawet w przypadku licencji permisywnych zdarza się im nie kopiować warunków oryginalnych licencji – co już stanowić może ich naruszenie.

Programiści często też nie weryfikują wymogów, jakie stawiają im umowy zawarte z ich klientami – a to tam czasem znajdziemy zakazy stosowania rozwiązań open source’owych, albo wymóg udzielenia konkretnej licencji na całość tworzonego rozwiązania. Takie postanowienia mogą ograniczać, albo całkowicie wyłączać stosowanie rozwiązań copyleftowych. Dlatego też każde wykorzystanie wolnego oprogramowania powinno być poprzedzone analizą warunków jego licencji – nieograniczoną tylko do tego, czy można bezpłatnie korzystać z takiego programu, ale przede wszystkim badającą, czy nakłada ona jakieś dodatkowe obowiązki. Konsekwencją niedbałości w tym zakresie może być nie tylko naruszenie licencji na wykorzystany komponent, ale nawet umowy z klientem.

Łukasz Rodak Radca prawny Rubicon Legal

Kancelaria jest zrzeszona w sieci Kancelarie RP działającej pod patronatem dziennika „Rzeczpospolita”.

Każdy, kto miał styczność z branżą IT słyszał o open source. W skrócie są to bezpłatnie rozpowszechniane programy komputerowe lub ich elementy, których licencje pozwalają użytkownikom na swobodne z nich korzystanie, modyfikowanie, wcielanie do innego oprogramowania oraz dalsze rozpowszechnianie. Zasady te stoją w opozycji do klasycznego prawa autorskiego, które wszystkie te uprawnienia przyznają twórcy programu, mogącemu żądać wynagrodzenia za udzielanie tego typu zezwoleń. Nic więc dziwnego, że dla programistów korzystanie z open source jest tak kuszące – po co wymyślać koło na nowo, skoro można bezpłatnie i legalnie czerpać z gotowych efektów pracy innych? Jak się okazuje, diabeł tkwi w szczegółach i wolne licencje nie zawsze oznaczają brak jakichkolwiek obowiązków.

Pozostało 85% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"