Amerykańscy i kanadyjscy badacze zajmujący się od lat zjawiskiem prokrastynacji – czyli odkładania spraw na później lub zwlekania z ich ukończeniem – oceniają, że dotyka ono 95 proc. populacji, czyli niemal każdego z nas. Bo niemal każdy ma od czasu do czasu trudności z zabraniem się do pracy czy też z załatwieniem jakiejś sprawy, zwłaszcza jeśli nie sprawia mu to przyjemności.
Nawyki zwlekania kształtują się w młodości, w tym na studiach, gdzie łatwiej niż w szkole odłożyć naukę na ostatnią chwilę. Według sondażu, który przed kilkoma laty przeprowadził amerykański serwis StudyMode, niemal dziewięciu na dziesięciu studentów w USA ma problem z odkładaniem na później zadań związanych z nauką, a ponad połowa tej grupy przyznaje, że prokrastynacja negatywnie odbija się na ich ocenach na studiach. Potem zaś utrudnia prace zawodową i codzienne życie.
Pułapka zajętości
Rafał Albiński, psycholog z Uniwersytetu SWPS, twierdzi, że problem zaczyna się wtedy, gdy zwlekanie dotyczy wielu spraw i gdy bardzo często łapiemy się na tym, że robimy coś innego, niż powinniśmy. Jak w latach 90. oceniał jeden z najbardziej znanych badaczy prokrastynacji, amerykański psycholog Joseph Ferrari, co piąta osoba jest dotknięta takim notorycznym zwlekaniem, czyli odkładaniem wielu spraw. To kilkakrotny wzrost w porównaniu z latami 70., gdy odsetek zwlekających szacowano na 5 proc. Niektórzy badacze szacują, że obecnie już 26 proc. ludzi w krajach rozwiniętych ma problem z prokrastynacją. Wprawdzie zwykle świetnie wiedzą, co powinni w danej chwili robić, ale pokusa ucieczki w zastępcze czynności (od porządków w szafie po sprawdzanie Facebooka) jest silniejsza.
Psycholodzy zwracają też uwagę, że w świecie nowych technologii łatwiej jest o unikowe zachowania, które pozwalają zwlekać bez wyrzutów sumienia. Rafał Albiński przyznaje, że świat podstawia nam nogę; zaciera się granica między odpoczynkiem a pracą, a przymus nieustannego kontaktu mailowego czy telefonicznego daje dobrą wymówkę.