W tym roku przeciętne wynagrodzenie wzrośnie realnie tylko o ok. 1 proc. – wynika z prognoz resortu finansów.
To jeszcze mniej niż w słabych pod tym względem latach 2009 i 2010. A w porównaniu z rekordowym wzrostem realnego wynagrodzenia w latach 2007 i 2008 jego dynamika po prostu się załamała.
Na mniej nas stać
– Z jednej strony mamy wysoką inflację, która „przejada" podwyżki wynagrodzeń – mówi Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. – Z drugiej, same płace już nie rosną tak mocno jak kiedyś. Jednym z działań antykryzysowych w przedsiębiorstwach jest „zamrożenie" płac lub podnoszenie ich w nikłym stopniu. Do tego presja na zwyżki jest mała, bo dziś warunki na rynku dyktują pracodawcy.
Choć ogólna siła nabywcza polskiego konsumenta jeszcze powoli rośnie, to w odniesieniu do wybranych produktów i usług dramatycznie spada. Nawet do poziomu z 2004 r. – wynika z analizy „Rz".
Przykładowo za średnie wynagrodzenie w 2004 r. mogliśmy kupić 145 kg mięsa wołowego, w 2008 r. – 159 kg, a w 2011 r. cofnęliśmy się do 144 kg. Podobnie w przypadku energii elektrycznej. Przeciętna pensja wystarczała siedem lat temu na zakup ok. 5,6 tys. kWh, trzy lata temu – na 6,6 tys., dziś – na 5,3 tys.