Wysokość tzw. nowej emerytury zależy od wielkości wpłaconych składek oraz oczekiwanego czasu trwania życia i pobierania emerytury. Zasada jest prosta: im więcej odprowadzisz składek, tym większą emeryturę otrzymasz w przyszłości.
Może się zdarzyć, że ubezpieczony nie uzbiera wystarczającej ilości kapitału składkowego, by otrzymywać emeryturę w kwocie minimalnej (choćby dlatego, że pracował na część etatu i z minimalnym wynagrodzeniem). Jeśli ma odpowiedni staż emerytalny (20 lat okresów składkowych i nieskładkowych dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn), to otrzyma świadczenie w kwocie minimalnej. Tak będzie do końca 2013 r.
Oprócz wydłużenia wieku emerytalnego rząd chce również wydłużyć do 25 lat konieczny staż ubezpieczeniowy dla pań gwarantujący im w razie nieuzbierania odpowiedniej ilości składek wypłatę emerytury w kwocie minimalnej. Podwyższanie progu okresów składkowych i nieskładkowych ma się rozpocząć od 2014 r. Co dwa lata będzie rosnąć o rok. Aż do roku 2022, kiedy osiągnie swój maksymalny 25-letni wymiar.
Niespójne przepisy
Niestety, stopniowe przedłużanie stażu gwarantującego minimalne świadczenie jest szybsze niż podnoszenie wieku emerytalnego. W najgorszej sytuacji są panie w wieku przedemerytalnym. Chociażby rocznik 1956. Panie urodzone w grudniu 1956 r. będą mogły pożegnać się z etatem nie w grudniu 2016 r., ale w kwietniu 2018 r. To daje im 16 miesięcy dodatkowego stażu. Problem w tym, że w 2018 r., by uzyskać minimalną emeryturę, trzeba będzie uzbierać już o trzy lata stażu emerytalnego więcej. To oznacza, że część pań straci prawo do minimalnego świadczenia po wejściu w życie nowych regulacji. Nie sposób bowiem przez dodatkowe 16 miesięcy uzbierać dodatkowo trzech lat emerytalnego stażu.
– Jeśli rzeczywiście doszłoby do takiej zmiany, byłoby to z niekorzyścią dla kobiet najmniej zarabiających. Zmiana jest absurdalna – uważa prof. Inetta Jendrasik-Jankowska, kierownik Katedry Prawa Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim.