Relacja z Bratysławy
W weekend Słowacy oglądali kadry z demonstracji, które odbyły się w piątek wieczorem. I zastanawiali się, czy rozpadnie się rząd. Zadecyduje o tym wchodząca w skład koalicji partia mniejszości węgierskiej, której lider Béla Bugár wrócił właśnie z urlopu.
W Bratysławie na głównym placu Słowackiego Powstania Narodowego zebrały się w piątek wieczorem dziesiątki tysięcy ludzi. W niepodległej od 1993 roku Słowacji nigdy nie było tak wielkich protestów.
Ostrożnie i spokojnie
– Ludzie byli bardzo ostrożni, co pewnie nie było po myśli władzy. One próbowały przedstawić demonstrację w stolicy w inny sposób. Ogłosiły, że w krzakach znaleziono ułożone w kopkę kostki brukowe. I sugerowały, że ktoś się szykował do ataku na pobliskie budynki rządowe. Gdy tak to przedstawiano, do telewizji publicznej zadzwoniła jakaś kobieta i powiedziała, że to ona kilka tygodni temu ułożyła te kamienie, bo leżały porozrzucanie, później zamierzała je zabrać do swojego ogrodu – opowiada „Rzeczpospolitej" Karen Henderson, brytyjska politolog, która od lat mieszka na Słowacji i wykłada na dwóch tutejszych uniwersytetach. „Precz z rządem", „Za dużo było tych kłamstw" – głosiły transparenty zrobione ze skromnego białego kartonu. Była też kukła z twarzą premiera i w koszuli z zakrwawionymi rękawami – to aluzja do śmierci dziennikarza Jana Kuciaka, piszącego o korupcji i powiązaniach rządu z mafią. Został zastrzelony we własnym domu dwa tygodnie temu.
Jego śmierć i tematy, które opisywał, wywołały szok i antyrządowe nastroje. Parę tysięcy ludzi wyszło na ulice nawet w miastach wschodniej Słowacji, co było niezwykłym widokiem. Do siedmiotysięcznego tłumu w Preszowie przemawiała Zlatica Kušnírová. To matka narzeczonej Jana Kuciaka, która razem z nim została zamordowana. Przemawiała jak opozycjonistka, choć – jak słyszę od miejscowych antyrządowych liberałów – sprawia wrażenie typowej przedstawicielki elektoratu Ficy.