"New York Times" powołuje się na przedstawicieli amerykańskich władz i byłego dowódcę wenezuelskiej armii, który miał brać udział w tych rozmowach.
Biały Dom odmówił komentarza na szczegółowe pytania w tej sprawie. Wydał tylko oświadczenie, w którym czytamy, że ważne jest "angażowanie się w dialog z wszystkimi Wenezuelczykami, którzy pragną demokracji", aby "doprowadzić do pozytywnej zmiany w kraju, który cierpi tak bardzo pod rządami Maduro".
Jednakże - jak pisze "NYT" - jednym z uczestników rozmów o puczu był przedstawiciel wenezuelskiej armii, który znajduje się na liście osób objętych sankcjami przez USA. Mężczyzna ten, podobnie jak inni przedstawiciele aparatu bezpieczeństwa Wenezueli, jest oskarżany przez Waszyngton o przestępstwa takie jak torturowanie krytyków władz, pozbawianie wolności setek opozycjonistów, przemyt narkotyków i współpracę z Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC) - organizacją uznawaną za formację terrorystyczną przez USA.
Ostatecznie, po rozmowach z Wenezuelczykami, Waszyngton nie zdecydował się na wsparcie puczu, a plany jego zorganizowania zostały na razie porzucone.
Do rozmów miało dojść po kontakcie nawiązanym przez Wenezuelczyków chcących obalić Maduro z Amerykanami za pośrednictwem jednej z ambasad USA w Europie. Dyplomata wysłany na rozmowy miał "przysłuchiwać się" temu co ma do powiedzenia strona wenezuelska. Po pierwszym spotkaniu raportował, że Wenezuelczycy, którzy się z nim spotkali, "nie mają żadnego szczegółowego planu" obalenia Maduro i że liczą pod tym względem na pomoc i pomysły od USA.