O interwencji informowaliśmy w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”. Pisaliśmy, że Paweł Suski i Marcin Kierwiński z PO wchodzą do Kancelarii Premiera Rady Ministrów, by przeczytać niejawny raport z wydatków na warszawski szczyt NATO w 2016 roku. Dokument w 2016 roku napisali urzędnicy MON dla ówczesnej premier Beaty Szydło.
Utajnienie wydatków na szczyt budziło duże kontrowersje m.in. z powodu jego ogólnych kosztów. Przed szczytem resort obrony planował przeznaczenie na ten cel 155 mln zł. Później politycy PiS twierdzili, że na szczyt poszło 178 mln zł.
W poniedziałek posłowie PO ustalili, że koszty były dużo wyższe. – Wspomniane 178 mln to wydatki z budżetu MON. Jest jeszcze olbrzymia kwota z budżetu innych resortów – mówi w rozmowie z rp.pl Paweł Suski. Jaka konkretnie? Poseł mówi, że nie może jej podać, bo raport jest niejawny.
Nie ukrywa przy tym rozczarowania jego treścią. – Raport jest w czymś w rodzaju sprawozdania z działań podejmowanych na potrzeby szczytu, sporządzonego na dość wysokim poziomie ogólności. Kuriozalne jest nadanie mu klauzuli zastrzeżonej, bo 90 proc. dokumentu jest jawne – dodaje. – Niestety ma tam ani jednej umowy, ani jednej faktury – ubolewa.
A wydatki na szczyt budziły duże kontrowersje. Jak pisała w 2016 roku „Rzeczpospolita", wśród beneficjentów kluczowych kontraktów była np. firma IT.expert, której przedstawicielowi prokuratura zarzucała udział w tzw. infoaferze z czasów rządów PO–PSL. Później Onet.pl podał, że MON na flotę około 30 limuzyn kupionych na potrzeby szczytu zapłacił prawie 35 mln zł, choć resort obrony utrzymywał, że za samochody zapłacił jedynie 13,2 mln zł.