O błyskawicznie procedowanej ustawie (rządowy projekt posłowie otrzymali w przeddzień sesji parlamentu, na którym ma być przyjęty) Cimoszewicz mówił, że "granica absurdu została przekroczona już dawno, gdy debatę ograniczono do wystąpień kilkunastominutowych czy jednominutowych".
- To ciężka odpowiedzialność polityczna spadająca na partię mającą większość, ale także osobista spadająca na marszałka Sejmu. Marszałek jest odpowiedzialny za obronę powagi Sejmu - przypominał były premier dodając, że obecny marszałek, Marek Kuchciński, "skazuje Sejm na milczenie".
- Parlament to miejsce gdzie się przemawia. Otóż w tej chwili zastąpiono to musztrą koszarową. Polski Sejm i Senat są dzisiaj instrumentami bardzo doraźnej manipulacji, czasami mającej ukryć niedoróbki innej władzy - ocenił Cimoszewicz.
Były premier podkreślił, że jeśli potrzebne były dodatkowe regulacje, które mają uchronić Polaków przed podwyżkami cen prądu "trzeba było to zrobić dawno, spokojnie, pozwalając to wszystko prześwietlić". Tymczasem błyskawiczne przyjmowanie ustawy sprawia, że "ryzyko popełnienia błędu jest ogromne".
Do takiej sytuacji, zdaniem Cimoszewicza, doszło w wyniku "bardzo słabej koordynacji działań na poziomie rządu". - Prawdopodobnie gremia polityczne - Jarosław Kaczyński, i inni - nawet nie wiedziały na co się tutaj zanosi. Dopiero w pewnym momencie ktoś inny zaczął zajmować się tą kwestią w wymiarze politycznym i dostrzegł ryzyko - ocenił.
Jednocześnie Cimoszewicz ocenił, że jest "niemal 100-procentowo pewne", że to PiS zdobyłby najwięcej głosów w wyborach parlamentarnych, gdyby te odbyły się obecnie. - Ale czy by je wygrał - to zależy od opozycji. Szeroka koalicja opozycji w wyborach parlamentarnych jest w stanie pokonać PiS - przekonywał były premier.