Spór zaczął się od spotkania z uczniami liceum, którego absolwentem jest marszałek Senatu. Gdański IPN zaprosił na nie Bogdana Borusewicza, by opowiedział o Wolnych Związkach Zawodowych. Po kilku dniach kolejną lekcję poprowadzili tam Joanna i Andrzej Gwiazdowie oraz Krzysztof Wyszkowski, którzy podważają zasługi Borusewicza przy tworzeniu WZZ.
Małgorzata Gładysz z biura marszałka zadzwoniła więc z pretensjami do Justyny Skowronek, naczelnika referatu edukacji gdańskiego IPN. Po tej rozmowie szef instytutu Janusz Kurtyka zaproponował szefowi tamtejszego Biura Edukacji Publicznej Sławomirowi Cenckiewiczowi przejście na inne stanowisko. Współautor publikacji "SB a Lech Wałęsa" nie przyjął propozycji, lecz w proteście podał się do dymisji.
Janusz Kurtyka w wywiadzie dla "Rz" uznał telefon Gładysz za nacisk na IPN. Telefon nazwał brutalnym. – Osoba ta, powołując się na osobę pana marszałka, sformułowała opinie dotyczące budżetu instytutu – mówił Janusz Kurtyka. – Osoba ta groziła, że obecna działalność instytutu, a konkretnie książka o Lechu Wałęsie autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, odbije się na budżecie IPN. Kilka dni później sam pan marszałek telefonował do dyrektora oddziału gdańskiego.
Małgorzata Gładysz w liście do Borusewicza przedstawiła wczoraj swoją wersję wydarzeń. Pismo udostępniła "Rz". Czytamy w nim: "Nie chodziło tu o lekcje historii dla młodzieży. Zaproszenie Pana Marszałka parę dni przed tym spotkaniem [z Gwiazdami i Wyszkowskim – red.] odczytałam jako manipulację i wmanewrowanie Pana Marszałka w sytuację, kiedy nie ma już szans odpowiedzi na niewybredne ataki ze strony wykładowców z IPN. Dodatkowo perfidne wydało mi się, że zostało do tego wykorzystane właśnie nasze liceum i jego dzisiejsi uczniowie".
Część polityków zaatakowała Janusza Kurtykę po jego wywiadzie dla "Rz".– Gdyby był człowiekiem honoru, strzeliłby sobie w łeb – powiedział w TVN 24 poseł PO Janusz Palikot.