Coraz większą nerwowość wywołuje w PO wybór szefa klubu tej partii (decyzja ma zapaść podczas posiedzenia Sejmu w przyszłym tygodniu).
– Zawiązują się spółdzielnie próbujące wypromować jakiegoś polityka i namówić otoczenie premiera do zgłoszenia go – mówi „Rz” jeden z parlamentarzystów Platformy.
Skąd taka atmosfera w partii? Wybór nowego szefa wiąże się z przetasowaniem wpływów. Dotychczasowy przewodniczący klubu Grzegorz Schetyna został marszałkiem Sejmu. Zdaniem części polityków Schetyna, którego relacje z premierem ochłodziły się po ubiegłorocznej dymisji ze stanowiska wicepremiera, może teraz stracić wpływy w partii. To, czy jednak uda mu się je utrzymać, w dużej mierze zależy od tego, kto zostanie jego następcą. – Wydaje mi się, że dobrze by było, gdyby nastąpiła naturalna kontynuacja dotychczasowej pracy władz klubu – uważa Andrzej Halicki, rzecznik klubu i współpracownik Schetyny.
Zgodnie z tą zasadą najpoważniejsze szanse na zdobycie największego poparcia ma Sławomir Rybicki. Pełni on obowiązki pierwszego zastępcy szefa klubu, od kiedy w katastrofie pod Smoleńskiem zginął Grzegorz Dolniak.
Rybicki to poseł z Pomorza, zaliczany do konserwatywnego skrzydła PO. W partii chwalony za kompetencje. Donalda Tuska zna od 20 lat. Ale politykom z otoczenia premiera nie podoba się, że jako zastępca Schetyny stał się jego współpracownikiem. – Dlatego chcemy, aby premier zarekomendował klubowi np. Ireneusza Rasia lub Tomasza Tomczykiewicza – mówi „Rz” jeden z posłów.