To kolejny krok Jarosława Gowina, który ma wzmocnić jego pozycję polityczną. Zespół zwać się będzie „Dobre zmiany" – tak jak strona internetowa, na której były minister prezentuje swoje osiągnięcia z czasów kierowania resortem sprawiedliwości. I będzie się zajmował tymi kwestiami, które są ważne dla Gowina, w tym deregulacją zawodów oraz wprowadzeniem ułatwień dla przedsiębiorców. Zespół ma być otwarty dla posłów różnych partii, głównie z Platformy oraz PSL.
Założenie własnego zespołu jest jak rękawica rzucona Donaldowi Tuskowi. Co prawda w Sejmie działają dziesiątki zespołów, w tym najbardziej znany – zajmujący się katastrofą smoleńską, kierowany przez Antoniego Macierewicza. Tyle że dotąd premier torpedował pomysły na zespoły, które rodziły się wewnątrz PO. Przekonał się o tym siostrzeniec Gowina Łukasz Gibała. Kiedy w lutym 2012 r. założył w Sejmie liberalny Zespół ds. Wolnego Rynku, Tusk miał do niego pretensje, że dzieli partię. W finale Gibała odszedł z Platformy i związał się z Ruchem Palikota.
Utworzenie własnego zespołu ma być elementem kampanii Gowina, który rozważa start w wyborach szefa PO przeciw Tuskowi. Tyle tylko, że poparcie dla Gowina wśród posłów Platformy miast rosnąć, maleje. Nawet kojarzeni z nim do niedawna konserwatyści opowiadają „Rz", że od wielu tygodni patron się z nimi nie kontaktuje.
– Nie wiem, jakie są jego plany. Uważam, że zaczął szkodzić partii. Krytykuje Platformę tak, jakby był już poza nią. To pomaga naszym przeciwnikom politycznym – mówi nam konserwatysta bliski Gowinowi przez lata.
– Zagłosuje pan na niego, jeśli wystartuje na szefa PO przeciw Tuskowi? – pytamy.