Tuż po wybuchu w połowie czerwca afery taśmowej premier Donald Tusk wypowiedział zdanie, które zmroziło wielu posłów.
– Cenę za te wydarzenia zapłaci rząd i zapłacę ją ja. (...) A ceną może być ostra ocena w najbliższych wyborach, które mogą się odbyć nawet za kilka czy kilkanaście tygodni – stwierdził wtedy szef rządu.
Platforma wybrała jednak inny scenariusz. Najpierw premier zaskoczył opozycję wnioskiem o wotum zaufania dla swojego gabinetu, a potem koalicja z łatwością odrzuciła wniosek Prawa i Sprawiedliwości o powołanie rządu technicznego i z trudem wniosek o wotum nieufności dla szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza.
Wtedy wydawało się, że rządzącym udało się zamknąć polityczny etap afery. Kryzys związany z niepewną przyszłością koalicji został bowiem zażegnany.
Jednak pod głosowanie nie trafił wniosek o skrócenie kadencji Sejmu, który złożyli posłowie Twojego Ruchu.