Nierówne traktowanie teatrów i kin – ogólnie miejsc kultury – z komunikacją publiczną, kościołami, ślubami i weselami to jest rzecz dla mnie absolutnie niezrozumiała – powiedziała w rozmowie z Onetem Krystyna Janda, aktorka, prezes Fundacji prowadzącej Och-Teatr i Teatr Polonia. I natychmiast spotkała się z odporem.
Odpowiedział na Twitterze wpływowy polityk PiS Joachim Brudziński: „Przez lata mówili: to nie jest nasz rząd. (...) Dziś mówią: to nasze podatki, rząd i wyszydzane przez nas MKiDN muszą nam pomóc bo my »wielcy artyści« bez ich pomocy zginiemy marnie. Gdzie podziała się ich buta i arogancja? Gdzie ich szyderstwo i rechot?" – pytał. „Żenująca jest ta paskudna hipokryzja tych, którzy dziś kpią i szydzą, a jutro pochlipują i proszą o pomoc" – zakończył Brudziński.
Tyle że Janda nie tyle apelowała o pomoc, ile wskazała na oczywistość. Na tle wesel, ograniczonych w strefie żółtej ze 100 do 75 uczestników, knajp czy galerii handlowych, kina, teatry i inne miejsca masowych zdarzeń kulturalnych zostały potraktowanie wyjątkowo drastycznie. Widownia ma być zapełniona zaledwie w jednej czwartej, a nie jak ostatnio w jednej drugiej. Kina rzadko kiedy były zapełniane do połowy, ale teatry i owszem. Teraz borykają się z wyjątkowymi trudnościami finansowymi – nawet te subwencjonowane przez władzę publiczną – odwołują przedstawienia i nie wiedzą, co robić z planowanymi premierami.
Bezpieczniej niż w sklepie
Wiele razy bywałem we wrześniu w popandemicznym teatrze, było to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w nowej rzeczywistości. Pobieranie oświadczeń z numerami telefonów, egzekwowane (inaczej niż w sklepach) odkażanie rąk, w niektórych wciąż mierzenie temperatury to standard niedościgniony w innych publicznych miejscach.
Wobec kontroli nad personaliami widzów wypada twierdzić, że ani jedno przedstawienie nie stało się ogniskiem Covid-19. Decyzje, czy i jak dalece grać, były różne, kilka teatrów wciąż nie ruszyło. Za to ostatnio odwołuje się przedstawienia choćby z powodu wysyłania aktorów czy personelu na kwarantanny. Ale istniała wolność wyboru. Ryzyko było mniejsze niż w przypadku sklepów czy kościołów.