Swoją rezygnacją z walki o drugą kadencję w Białym Domu Joe Biden wywrócił stolik, na którym wszystkie karty leżały już odkryte. Teraz stratedzy Donalda Trumpa głowią się nad przeformatowaniem kampanii pod nowego konkurenta. Albo konkurentkę, bo blisko zapewnienia sobie nominacji Demokratów jest wiceprezydentka Kamala Harris, zasilona od wczoraj 100 milionami dolarów, które spłynęły od darczyńców.
A świat – w tym UE – głowi się, jak układać sobie stosunki z wszystkimi trzema stronami.
Czytaj więcej
W ciągu jednej kadencji osiągnięcia prezydenta Bidena przewyższyły dorobek większości prezydentów, którzy sprawowali tę funkcję przez dwie kadencje - mówiła Kamala Harris w swoim pierwszym wystąpieniu po rezygnacji Joe Bidena i wskazania jej jako tej, która będzie się starać o nominację demokratów.
Trzema, bo jeśli Bruksela chce 20 stycznia, po zakończeniu kadencji obecnego prezydenta, zaliczyć dobry start dalszej współpracy z USA, to przez pół roku mniej lub bardziej zakulisowa polityka zagraniczna na kierunku transatlantyckim będzie musiała mieć na względzie trzy ośrodki decyzyjne – Gabinet Owalny, Mar-a-Lago, czyli posiadłość Trumpa, jak również Zachodnie Skrzydło Białego Domu, gdzie rezyduje Harris.
Unia musi ułożyć relacje z trzema obozami w USA
– Patrząc z perspektywy liderów europejskich współpraca z USA jest ważna niezależnie od tego, kto jest prezydentem, a kto rządzi w Kongresie – mówi Deutsche Welle dr Bart M. J. Szewczyk, amerykański ekspert ds. UE i relacji transatlantyckich polskiego pochodzenia, współpracujący z think-tankiem German Marshal Fund of the United States (GMFUS). Jak dodaje, „szeroko rozumiany Zachód wraz z Japonią, Koreą Południową i Australią ma 60 proc. światowego PKB”.