Ten pierwszy to działania na pokaz, w tym wypadku wyłącznie krajowy, W walce natomiast liczy się nie wrażenie, ale siła, spryt, inteligencja. Tego PiS w ogóle w relacjach międzynarodowych nie pokazuje. Ale być może nie o to chodzi. Bo celem jest nie uzyskanie czegoś konkretnego i korzystnego dla Polski w Unii, ale ugranie punktów w przedwyborczej gorączce.
Czytaj więcej
Nie będzie żadnego kompromisu w sprawie migracji. Ani dzisiaj, ani w nadchodzących latach. Będziemy bronić naszych granic przed migrantami i brukselskimi biurokratami! - powiedział w nagraniu w mediach społecznościowych węgierski premier Viktor Orbán.
Przypomnijmy najpierw fakty. Od 2015 roku Unia próbuje uporządkować politykę migracyjną. Wcześniej obowiązująca zasada, że uchodźca prosi o azyl w miejscu przekroczenia granicy UE, po prostu nie działa. Bo setki tysięcy imigrantów przekraczają granice Grecji i Włoch i te nie są w stanie ani upilnować swoich morskich granic (to fizycznie niemożliwe), ani zająć się wszystkimi proszącymi o ochronę międzynarodową. Wielu z nich puszczają więc dalej — do Niemiec, Francji, Holandii, Belgii, Szwecji, czy Wielkiej Brytanii. Teoretycznie każdy ma interes, żeby politykę migracyjną uporządkować. Ale przez wiele lat negocjacji nie udaje się znaleźć równowagi między tymi, którzy chcą więcej odpowiedzialności ze strony państw granicznych, czyli żeby Włochy i Grecja faktycznie kontrolowały imigrantów. I tymi, którzy chcą więcej solidarności, czyli, żeby inne państwa pomogły w razie, gdy kraje graniczne doświadczają naprawdę wielkiej fali uchodźców. W całym pakiecie chodzi generalnie o zaostrzenie polityki migracyjnej, bo taka jest teraz atmosfera w UE. A więc więcej kontroli na granicach, łącznie z murami jak ten na granicy polsko-białoruskiej, szybsze rozpatrywanie wniosków azylowych i odsiewanie na wczesnym etapie tych, którzy na ochronę międzynarodową nie zasługują, efektywne odsyłanie ich do domu, wreszcie umowy z satrapami, jak tunezyjski dyktator Kasi Saied. Za unijne pieniądze miałby on pilnować swoich wybrzeży, żeby ani Tunezyjczycy, ani przybysze z innych państw Afryki, nie wyruszali tamtą w podróż do Europy. Te wszystkie punkty praktycznie nie budzą kontrowersji (poza Niemcami, gdzie zielona część rządu czasem protestuje). Ale punkt o solidarności, czyli niesieniu pomocy krajowi zmagającemu się z gwałtownym napływem imigrantów, ciągle jest kontrowersyjny. Bruksela proponuje więc kompromis. Nie będzie obowiązkowej relokacji migrantów, której tak nie chce Europa Środkowowschodnia, szczególnie Polska i Węgry. Obowiązkowa będzie jednak solidarność, czyli do wyboru albo relokacją, albo pomoc finansowa (po 20 tyś, euro jednorazowo na uchodźcę), albo pomoc organizacyjno-techniczna krajowi granicznemu. Przy czym, tu wyraźny gest w stronę Polski, kraje które w latach poprzedzających kryzys przyjęły dużo imigrantów (jak Polska uchodźców unijnych) z obowiązku solidarności zostaną zwolnione. To nie wystarcza do przekonania PiS (i Orbana), choć wiadomo, że nie o samych imigrantów tu chodzi, skoro w tym samym czasie rząd w procesie noszącym zmiana korupcji rozdaje tysiące wiz, bo gospodarka faktycznie potrzebuje rąk do pracy.
Czytaj więcej
"Jako odpowiedzialny polityk oficjalnie ODRZUCAM cały paragraf konkluzji szczytu dotyczący migracji. Polska jest i pozostanie bezpieczna pod rządami Prawa i Sprawiedliwości!" - napisał szef rządu na Facebooku.
Polska na własne życzenie wypisuje się w z debaty migracyjnej
Do podjęcia decyzji w polityce migracyjnej potrzebna jest kwalifikowana większość głosów. Mimo tego Unia próbowała w ostatnich latach osiągnąć jednomyślność, uznając, że w takiej wrażliwej kwestii lepiej, żeby podziałów nie było. Po kilku latach okazało się jednak, że Polska nie jest zainteresowana jakimkolwiek porozumieniem w tej sprawie i postulowaną w dobrej wierze jednomyślność wykorzystuje nie do szukania konstruktywnych rozwiązań, ale do ich blokowania. W tej sytuacji, sięgnięto po dozwolone prawnie głosowanie większościowe i okazało się, że Polska z Węgrami nie były w stanie zbudować mniejszości blokującej.