W niedzielę padły bastiony hiszpańskiej lewicy. Do wyborów poszli mieszkańcy 12 z 17 regionów autonomicznych królestwa. W dziesięciu z nich do tej pory rządziła lewica. Teraz straciła aż sześć. Najtrudniejsza jest do zaakceptowania porażka we Wspólnocie Autonomicznej Walencji. Jednak PSOE będzie musiała oddać władzę także w mniejszych regionach: La Rioja, Kantabrii, Aragonie, Estremadurze, Balearach. W Madrycie władzę utrzymała gwiazda chadeków (Partido Popular, PP) Isabel Diaz Ayuso. W Barcelonie wygrał kataloński nacjonalista Xavier Trias. PP wzmocniła także wpływy w Murcji. Niewielkie pocieszenie: PSOE utrzymała władzę w Kastylii-La Mancha. Ale ledwie.
To fatalny sygnał przed wyborami do parlamentu (Kortezy), które planowane były na grudzień. Hiszpania dołącza w ten sposób do grupy dużych krajów Unii, w tym Włoch, Francji czy Polski, gdzie na fali jest populistyczna prawica. Łącznie PP uzyskała 31,5 proc. głosów, więcej niż PSOE (28,5 proc.). To pierwsze wyborcze zwycięstwo ugrupowania kierowanego przez Alberto Nuneza Feijoo od 2017 r.
Pedro Sanchez doszedł do władzy w 2018 r. na fali ogromnego skandalu korupcyjnego, który pogrążył PP i ówczesnego premiera Mariano Rajoya. Miał od tego czasu sporo sukcesów. Hiszpania notuje najniższe od kilkunastu lat bezrobocie, a wskaźnika inflacji (4,1 proc.) może mu tylko pozazdrościć nie tylko Polska. I przyzwoity jak na obecne warunki światowe wzrost PKB.
Czytaj więcej
Pod rządami centrolewicowego rządu Pedro Sancheza królestwo zaskakująco sprawnie przełamało kryzys gospodarczy i polityczny. Ale w grudniu do władzy może dojść koalicja z udziałem skrajnej prawicy.
Socjalistyczny premier zdołał też w znacznym stopniu rozładować katalońską irredentę dzięki polityce dialogu z nacjonalistami w Barcelonie. Poparcie dla budowy przez nich niezależnego państwa zasadniczo spadło. Hiszpania okazała się też pod rządami Sancheza zdeterminowanym sojusznikiem Ukrainy – jako pierwsza zaproponowała np. przekazanie czołgów Leopard.