Ron DeSantis od dawna uważany był za jednego z głównych kontrkandydatów Donalda Trumpa w zbliżających się prawyborach prezydenckich. Od miesięcy badania opinii publicznej szacują jego popularność w stosunku do Trumpa i analizują szanse na wygraną z Joe Bidenem, choć gubernator unikał odpowiadania bezpośrednio na pytania, czy będzie się ubiegał o najwyższy urząd.
Od dawna jednak jest gotowy do startu w wyborach. – Jest trzech liczących się kandydatów: ja, Trump i Biden. Tylko ja i Biden mamy szansę na wygraną – stwierdził z przekonaniem w niedawnej rozmowie ze donorami.
Czytaj więcej
Walka między Walt Disney Co a Ronem DeSantisem, republikańskim gubernatorem Florydy, zaostrza się. Waży się status specjalnej strefy, którą Disney cieszy się od dekad.
O lokalnych politykach nie często słyszą mieszkańcy innych stanów. O młodym, obecnie 44-letnim, Ronie DeSantisie cała Ameryka usłyszała już w czasie pandemii. Kilka tygodni po początkowych lockdownach DeSantis wyłamał się z zaleceń ekspertów i – w imię ratowania lokalnej gospodarki oraz obrony wolności osobistych – postanowił zlikwidować pandemiczne obostrzenia.
Eksperci załamywali ręce, ale konserwatywni Amerykanie zaczęli postrzegać go jako bohatera, który Florydę przekształca w „stan wolności” i masowo migrować do „słonecznego stanu”. Potem wytoczył batalię „lewicowym wyzwaniom” i stał się czołowym głosem w „wojnach kulturowych”, przekształcając panoramę społeczno-polityczną Florydy ze stanu niegdyś zaliczanego do tzw. swing states na czysto konserwatywny. – Pokazaliśmy, że nie trzeba działać tak jak liberałowie i teraz wszyscy nam zazdroszczą, jak patrzą na rezultaty – mówi w wywiadzie dla „Time’a” stanowy poseł Randy Fine.