Opozycja ma małe szanse wygrać wybory. Nie dlatego, że wyborcy nie chcą na nią głosować, ma gorsze propozycje dla Polaków, jest nieprzygotowana do rządzenia, ale dlatego że ma przeciwnika, który przed wyborami nie gra uczciwie. Widać to od dłuższego czasu, a problem, przy bierności znacznej części społeczeństwa, narasta bez konsekwencji.
- Ruszamy w Polskę, żeby słuchać ludzi, pokazywać, że nasz model rozwoju jest zupełnie inny od poprzedników - zapowiedział pod koniec kwietnia premier Mateusz Morawiecki, który bierze udział w kampanii PiS, mimo że ta nie została oficjalnie ogłoszona. Premier ruszył w Polskę, żeby opowiadać o… złych rządach Donalda Tuska, ale już nie dodaje, że byli kolegami, doradzał szefowi Platformy i był jednym z bohaterów afery podsłuchowej po tym, jak z tymi strasznymi „liberałami z PO” biesiadował w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Szef rządu w Bartoszycach mówił o bezrobociu, oczywiście za rządów Tuska, nie wspominając o tym, że za jego rządów Polacy znowu zaczęli masowo wyjeżdżać na saksy. Skąd ta majówkowa nadpobudliwość Morawieckiego?