Francja traci Afrykę. Jej miejsce zajmuje Rosja

To już zaczyna przypominać efekt domina. Po Mali i Republice Środkowoafrykańskiej francuscy żołnierze wycofują się z Burkina Faso. Ich zadania przejmują rosyjscy najemnicy z Wagnera.

Publikacja: 30.01.2023 03:00

Francuski żołnierz na północy Burkina Faso (zdjęcie z 2019 r.)

Francuski żołnierz na północy Burkina Faso (zdjęcie z 2019 r.)

Foto: AFP

– Gdybym tu spotkał Putina, oddałbym mu swoją córkę! Gdybym spotkał Rosjankę, ożeniłbym się z nią – uczestnik sobotniej manifestacji przeciwko Francuzom w stolicy Burkina Faso Wagadugu nie ukrywa w rozmowie z reporterem France 24 entuzjazmu do Moskwy.

– Rosjanie są inni niż Francuzi: kochają nas bezinteresownie – dodaje inny uczestnik.

Nad protestującymi widać wizerunki kapitana Ibrahima Traore, szefa junty wojskowej, która niedawno przejęła władzę w tym niewiele mniejszym od Polski kraju, który zamieszkuje niemal 20 mln osób, ale którego dochodów narodowy jest 50 razy mniejszy od polskiego. Widać też flagi Burkina Faso i Rosji. Podobne sceny tego dnia powtórzyły się i w innych miastach kraju. – Mieszkańcy Burkina Faso o Rosjanach wiedzą niewiele, ale czują wielki zawód Francją – tłumaczy Thierry Vircoulon, znawca Afryki związany z Francuskim Instytutem Spraw Międzynarodowych (IFRI).

W ciągu miesiąca wyjedzie nie tylko 400 francuskich żołnierzy, którzy starali się obronić kraj przed atakującymi z północy ugrupowaniami dżihadystów, ale także ambasador Luc Hallade. W ten sposób kończy się trwająca od 12 lat operacja „Sabre” („Szabla”), w której w szczytowym momencie uczestniczyło 1,6 tys. Francuzów.

Wcześniej, latem 2022 r., podobną porażką zakończyła się francuska obecność wojskowa w Mali (operacja „Barkhane”): po wojskowym zamachu stanu nowa junta nie chciała dłużej współpracować z Francuzami. A w grudniu wedle takiego schematu Francuzi wycofali się z innej dawnej kolonii, Republiki Środkowoafrykańskiej. Zasadniczym powodem takiego rozwoju wypadków jest porażka w walce z dżihadystami. Operację „Barkhane” Emmanuel Macron odziedziczył po swoim poprzedniku, François Hollandzie. Francuzom początkowo udało się pokonać islamistów. Szybko jednak okazało się, że lokalne armie, w szczególności malijska, nie są w stanie przejąć od nich tego zadania. Nie tylko brakowało im środków, ale Sahel, obszar wielki, jak Unia Europejska, jest na to zbyt duży. Paryż nigdy też nie zdołał odciąć źródeł finansowania dżihadystów.

Stopniowo cała operacja zaczęła więc przypominać dzieło Syzyfa. W listopadzie zeszłego roku Macron ogłosił koniec operacji „Barkhane”, choć trzy czwarte terytorium Mali wymyka się spod kontroli legalnych władz kraju. Tę decyzję potwierdziła nowa strategia wojskowa, którą przyjęto na Sekwaną w połowie stycznia. Wobec wojny na Ukrainie priorytetem ma być teraz obrona Republiki, a nie misje zamorskie.

Ale Paryż poniósł klęskę nie tylko na poziomie wojskowym. Rosjanie wykorzystali media społecznościowe, aby podsycić resentymenty przeciwko dawnemu kolonizatorowi. Teraz mieszkańcy znaleźli w nim winnego wszystkich bolączek, w tym przede wszystkim biedy i braku bezpieczeństwa. Na nowo otworzyły się stare rany, jak udział Francuzów w zabójstwie w 1987 r. rewolucyjnego przywódcy Burkina Faso Thomasa Sankary i wsparcie przez nich przez 27 lat jego autorytarnego następcy Blaise’a Comaore. Ogłoszona w 2017 r. przez Macrona odnowa francuskiej polityki, zgodnie z którą Paryż miał od tej chwili podchodzić po partnersku do państw afrykańskich, legła w gruzach.

Wszędzie na miejscu Francuzów pojawili się najemnicy z powiązanej z Kremlem grupy Wagnera. Dla Moskwy, która jest coraz bardziej izolowana na świecie, to potencjalni cenni sojusznicy. W oczach afrykańskich junt wojskowych atutem wagnerowców jest z kolei to, że nie domagają się przywrócenia demokracji. Na tym rosyjski podbój Afryki nie musi się skończyć. Dżihadyści są u granic Togo i Beninu, których władze również mogą się zwrócić o pomoc do Wagnera. W Paryżu trwa debata, jaka ma być przyszłość obecności wojskowej w krajach, które są fundamentem francuskiej obecności w Afryce: w Senegalu, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Nigrze.

Ale afrykańsko-rosyjski romans może szybko się skończyć. Wagnerowcy za swoje usługi każą płacić słono: łupią bogactwa naturalne państw, które ich przyjmują, masakrują ludność, która im się nie podporządkowuje. Przede wszystkim jednak i oni nie są w stanie skutecznie przeciwstawić się dżihadystom: Kreml ma teraz inne priorytety. Tyle że na miejsce Rosjan wcale nie muszą już wrócić Francuzi. Kandydatów jest więcej w tym Chińczycy czy Turcy. To by oznaczało zmierzch wpływów Europy w Afryce: poza Francją żaden kraj naszego kontynentu już nie utrzymuje tam tak znaczącej obecności wojskowej.

– Gdybym tu spotkał Putina, oddałbym mu swoją córkę! Gdybym spotkał Rosjankę, ożeniłbym się z nią – uczestnik sobotniej manifestacji przeciwko Francuzom w stolicy Burkina Faso Wagadugu nie ukrywa w rozmowie z reporterem France 24 entuzjazmu do Moskwy.

– Rosjanie są inni niż Francuzi: kochają nas bezinteresownie – dodaje inny uczestnik.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne