– Nie jestem królem, muszę mieć wasze wsparcie, właśnie je otrzymałem – w ten sposób dziękował Beniamin Netanjahu, zwany Bibim, swym zwolennikom, którzy nie mają wątpliwości, że jest prawdziwym władzą państwa żydowskiego.
Po wtorkowych wyborach zapowiada się, że najdłużej urzędujący do tej pory premier państwa żydowskiego (w sumie ponad 15 lat) obejmie urząd po raz szósty. Jego prawicowy Likud wygrał zdecydowanie, zdobywając według nieostatecznych jeszcze wyników 32 mandaty (na 120), co nie było niespodzianką. Sensacją jest jednak sukces skrajnie nacjonalistycznego Religijnego Syjonizmu, który zdobył 14 mandatów. Ma być partnerem koalicyjnym w nowym rządzie Netanjahu obok sprawdzonych sprzymierzeńców: dwu partii religijnych ortodoksów Szas i Zjednoczonego Judaizmu Tory. Te cztery ugrupowania mają razem 65 mandatów.
To komfortowa większość, o której ostatnimi laty Netanjahu mógłby jedynie marzyć. Oficjalne wyniki znane będą w czwartek, ale zdaniem obserwatorów blok prawicowych partii wokół Netanjahu będzie miał większość w Knesecie.
Czytaj więcej
Powrót Beniamina Netanjahu do władzy zapewne przyśpieszy oddalanie się Izraela od naszych zachodnich spraw.
Oznacza to powstanie najbardziej prawicowego rządu w historii państwa żydowskiego. Drugą siłą w nim będzie Religijny Syjonizm, którego najbardziej prominentnym politykiem jest 46-letni Itamar Ben-Gwir. To szef jednej z frakcji w Religijnym Syjonizmie o nazwie Żydowska Siła, najbardziej nacjonalistycznego i rasistowskiego ugrupowania na scenie politycznej. Ben-Gwir jest uczniem rabina Meira Kahane, którego organizacja uznana została przez USA za ugrupowanie terrorystyczne. Nie kryje planów deportacji Palestyńczyków na okupowanym Zachodnim Brzegu, jeżeli odmawiają Izraelowi prawa do istnienia. Jest organizatorem dziesiątków akcji przeciwko Arabom izraelskim i Palestyńczykom, jak i prowokacji na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. „Jerusalem Post” cytuje amerykańskiego politologa, który porównał Ben-Gwira do Davida Duke’a, przywódcy Ku Klux Klanu. – Netanjahu nie jest zapewne zachwycony takim sojusznikiem, ale bez niego nie ma mowy o powrocie do władzy. Alternatywą byłoby utworzenie rządu jedności narodowej z udziałem opozycji w imię zapobieżenia wejściu do rządu religijnych szowinistów. To jednak niezwykle mało prawdopodobne – mówi „Rzeczpospolitej” Awi Scharf z liberalnego dziennika „Haarec”.