Gra o wyborcze profity dla PiS

Wbrew retoryce rządzących nie ma powodów, by postrzegać Niemcy jako kraj Polsce nieprzyjazny.

Publikacja: 26.10.2022 03:00

Jarosław Kaczyński niemal na każdym spotkaniu z wyborcami mówi o „złych” Niemcach

Jarosław Kaczyński niemal na każdym spotkaniu z wyborcami mówi o „złych” Niemcach

Foto: PAP, Darek Delmanowicz

Jak znaczna większość obserwatorów traktowałem dotychczas postulaty reparacji zgłaszane pod adresem Niemiec przez rząd PiS-u jako manifestację patriotycznej niezłomności tej partii. Wielu sądziło (również autor tych słów), że „nie chodzi o to, by złapać króliczka, lecz by gonić go”. Ta teza nie musi być zresztą fałszywa. Nadal może chodzić o to przede wszystkim by wyborcy uznali, że to PiS – bardziej niż opozycja – jest zdecydowany walczyć na serio o polskie interesy. Generalnie przychylna inicjatywie PiS-u reakcja opozycji (np. jedna z wypowiedzi Donalda Tuska) świadczy o tym, że opozycja obawia się zarzutu o deficyt patriotycznej determinacji.

Jednak dziś twardo formułowane żądanie reparacji zyskuje kształt formalny. Ponadto, żądanie reparacji wpisuje się obecnie w kontekst niechętnych (by nie powiedzieć wrogich) ocen politycznych pod adresem Niemiec. Nawet notę do rządu w Berlinie skierowano w terminie wizyty w Polsce niemieckiej minister spraw zagranicznych. Nie jest to zachęta do dialogu.

Otwarta kwestia

Polska dyskusja o reperacjach dotyczy przede wszystkim aspektów prawnych. Nie wydaje się jednak, by miały one rozstrzygające znaczenie. Racje prawne nie są zresztą jednoznaczne. Także w Polsce są sceptyczni prawnicy. Uregulowania zawarte w generalnych zasadach odpowiedzialności za wojenne szkody mają ogólny charakter i poddają się rozbieżnym interpretacjom. Traktat, który podpisali Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki, nie zawiera odniesienia do kwestii reparacji. Czy to znaczy, że Polska zrezygnowała z ich dochodzenia w przyszłości, czy – przeciwnie – celowo pozostawiono tę kwestię jako otwartą, odłożoną tylko w czasie. Ale znaczenie najważniejsze ma chyba inna kwestia: na rozstrzygnięcie zasadności roszczenia w trybie orzeczenia międzynarodowego trybunału muszą zgodzić się obydwie strony – również strona niemiecka.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Upór Prezesa i utracone miliardy

Sprawa reparacji od Niemiec jest uwikłana w zdarzenia historyczne nie tylko w okresie wojny, ale także w cały okres powojenny i nie da się jej od tej historii wyizolować.

Jakkolwiek można sobie wyobrazić prawną interpretację dowodzącą, że nie ma żadnego związku między terytorialnym przesunięciem Polski na zachód a kwestią reperacji, to przecież trudno liczyć na akceptację tej interpretacji przez niemiecką (i europejską) opinię publiczną. Jest natomiast faktem, że prawie 1/3 obecnego polskiego terytorium to byłe obszary państwa niemieckiego, a duża ich część znajdowała się w niemieckim władaniu od bardzo dawna. Jest też faktem, że z przejętych przez Polskę terenów ludność niemiecka została przymusowo (i bez odszkodowań za pozostawiony majątek prywatny) przesiedlona na zachód. Stało się to na mocy decyzji koalicji antyhitlerowskiej i nie sądzę, że po zbrodniach, jakich dopuścili się Niemcy, możliwe było inne rozstrzygnięcie. Ale to nie znaczy, że wielu Niemców nie miało poczucia krzywdy.

Państwo niemieckie w długim okresie odmawiało przynajmniej formalnego uznania granicy na Odrze i Nysie. Jeszcze kanclerz Kohl w roku zjednoczenia Niemiec próbował uniknąć umieszczenia w traktacie polsko-niemieckim zapisu o ostatecznym rozstrzygnięciu kwestii granicy na Odrze i Nysie. Więcej, niedawno dziennikarz „DGP” Zbigniew Parafianowicz (odwołując się do informacji polskiego wywiadu) napisał: „Kohl niejawnie i równolegle do rozmów z zachodnimi mocarstwami (…) negocjuje z Michaiłem Gorbaczowem (…) w trakcie tych rozmów obiecał mu, że jeśli Moskwa zgodzi się na zjednoczenie (…) to Polska pozostanie w strefie wpływów ZSRR. Kohl proponował, by wojska radzieckie zostały wycofane z NRD do Polski i stały się gwarantem granicy na Odrze i Nysie. Zapewniał (…), że pozostaniemy w szarej strefie bezpieczeństwa bez możliwości wstąpienia do NATO”.

Jest też faktem, że po wojnie państwo niemieckie de facto powstrzymało się przez blisko trzy dekady od rozliczenia ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie hitlerowskie. Liczne były przykłady karier funkcjonariuszy hitlerowskich, którzy pozostali w strukturach administracji RFN-u. Niestety, Władysław Gomułka (skądinąd ponury komunistyczny autokrata), strasząc obywateli „niemieckimi odwetowcami”, mógł odwołać się do licznych przykładów.

Obiektywna trudność

PiS, jak sądzę, zakłada, że świadomość historyczna Polaków zakrzepła w realiach pierwszych dwóch–trzech dekad powojennych. Prawdopodobnie jest to po części założenie realistyczne. Ogólne poparcie wyborców dla inicjatywy PiS-u jest wysokie.

Musimy jednak pamiętać, że stosunek Niemiec do dziedzictwa wojny zmienił się diametralnie. Cezurą była prawdopodobnie młodzieżowa rewolta roku 1968. W znacznej mierze była ona sprzeciwem wobec odmowy politycznych elit (w każdym razie ich większości) rozliczenia się z dziedzictwem czasów faszyzmu. To rozliczenie (na pewno nie bez oporów i nie całkiem konsekwentnie) w końcu jednak nastąpiło. Duże znaczenie ma też z pewnością fakt, że wymarło już pokolenie Niemców, którzy bezpośrednio (czynnie lub biernie) wspierali działania III Rzeszy. Niemcy definitywnie pogodziły się też z utratą swoich terytoriów wschodnich.

Wbrew retoryce PiS-u (osobliwie Jarosława Kaczyńskiego) nie ma powodów, by postrzegać Niemcy jako kraj Polsce nieprzyjazny. Więcej, Niemcy stały się krajem otwartym na współpracę zarówno w kwestiach polityki zagranicznej, jak i w dziedzinie kultury i gospodarki. Nie znaczy to oczywiście pełnej zbieżności interesów we wszystkich kwestiach.

Jest jeszcze jedna ważna sprawa związana z reparacjami za szkody wojenne od Niemiec. Pomijając obiektywną trudność ich oszacowania po upływie 80 lat, jest kwestia ich wysokości. Zespół kierowany przez posła Mularczyka ustalił kwotę w wysokości 6,2 biliona zł. To suma gigantyczna, równa w przybliżeniu polskiemu PKB za 2,5 roku. Nawet przyjmując, że jest to kwota wywoławcza (choć zgłoszony został postulat jej waloryzacji) i że jej ewentualna spłata rozłożona by została na okres np. 10 lat, to i tak byłoby to poważne obciążenie dla niemieckiego państwa. Trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek demokratyczny rząd niemiecki uzyskał na to polityczne przyzwolenie wyborców. Natomiast na pewno byłby to silny bodziec dla politycznych inicjatyw inspirowanych niemieckim nacjonalizmem.

Nie marnować kapitału

Szansa na uzyskanie od Niemiec wysokich reparacji jest w praktyce zerowa. Niestety, jest prawie pewne, że konsekwencją domagania się reparacji będzie pogorszenie się statusu Polski w relacjach międzynarodowych (nie tylko z Niemcami). Polska (z różnych względów) miała opinię gorszą, niż na to zasługuje. Na szczęście wiele zmieniło się na lepsze w ostatnich miesiącach w związku z wojną w Ukrainie. Nie wolno tego kapitału zmarnować, mimo że inicjatywa dotycząca reparacji może przynieść PiS-owi profity wyborcze.

Autor jest dr. hab. nauk ekonomicznych

Jak znaczna większość obserwatorów traktowałem dotychczas postulaty reparacji zgłaszane pod adresem Niemiec przez rząd PiS-u jako manifestację patriotycznej niezłomności tej partii. Wielu sądziło (również autor tych słów), że „nie chodzi o to, by złapać króliczka, lecz by gonić go”. Ta teza nie musi być zresztą fałszywa. Nadal może chodzić o to przede wszystkim by wyborcy uznali, że to PiS – bardziej niż opozycja – jest zdecydowany walczyć na serio o polskie interesy. Generalnie przychylna inicjatywie PiS-u reakcja opozycji (np. jedna z wypowiedzi Donalda Tuska) świadczy o tym, że opozycja obawia się zarzutu o deficyt patriotycznej determinacji.

Pozostało 90% artykułu
Polityka
Pytania po przemówieniu Marcina Kierwińskiego. Minister odpowiada na zarzuty
Polityka
Dla Konfederacji eurokampania to sprawdzian. Pozornie prostszy niż samorząd
Polityka
Sondaż: Jak Polacy ocenieją start ministrów i wiceministrów w wyborach do PE?
Polityka
Krzysztof Gawkowski o CPK. „Ta inwestycja może być kontynuowana”
Polityka
Prezydent Duda: Odrodził się potwór, który nas pożerał
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił