W sondażu IBRiS przeprowadzonym na zlecenie „Rzeczpospolitej” zapytaliśmy: „Czy obecny obóz władzy ponosi bezpośrednią i wyłączną odpowiedzialność za kryzys energetyczny w Polsce?”. Opinie badanych są podzielone prawie równo: 48,5 proc. uważa, że tak, a 48,6 proc. – że nie.
Jednak w poszczególnych grupach – zwolenników obozu władzy, opozycji i niezdecydowanych – odpowiedzialność za kryzys energetyczny oceniana jest zupełnie inaczej. 90 proc. wyborców Zjednoczonej Prawicy uważa, że rząd nie ponosi winy w tej kwestii, a zaledwie 8 proc. – że tak. W grupie zwolenników opozycji proporcje są odwrotne: 79 proc. obarcza władzę odpowiedzialnością, a 19 proc. – nie. Wśród niezdecydowanych to odpowiednio 36 i 51 proc.
Zdaniem Marcina Dumy, szefa IBRiS, pytanie o odpowiedzialność to swego rodzaju „test na opozycyjność”. Pytanie jest bowiem postawione dość ostro i dotyczy odpowiedzialności „bezpośredniej i wyłącznej”. – To kolejny dowód głębokiego pęknięcia w społeczeństwie – połowa wierzy, że wszystko, co złe, jest winą władzy, a druga połowa – że nie – komentuje Duma.
Analiza odpowiedzi pod kątem miejsca zamieszkania respondentów wskazuje, że najsurowsi w ocenie odpowiedzialności władzy są mieszkańcy średnich miast (50–250 tys. mieszkańców). 71 proc. z nich uważa, że „bezpośrednio i wyłącznie” zawinił rząd, a 28 proc. ma zdanie odwrotne. Najbardziej wyrozumiali są natomiast mieszkający na wsi – spośród nich winę władzy dostrzega 37 proc., a 59 proc. – nie. W małych miastach i wielkich aglomeracjach wyniki są podobne: 52 proc. do 48 proc. oraz 50 proc. do 46 proc.