W sobotę 1 października najstarsza uczelnia w Polsce zainaugurowała 659. rok akademicki. Moją uwagę przykuły słowa rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jacka Popiela: „Apeluję w dniu inauguracji roku akademickiego do pracowników, studentów, doktorantów, także naszych absolwentów – pamiętajcie o odpowiedzialności za słowo”.
Te słowa nie padły bez powodu – w ostatnich miesiącach UJ był przedmiotem kilku burz medialnych – również z powodu słów rzucanych w przestrzeni medialnej przez studentów, doktorantów, pracowników czy absolwentów. Szerzej mówiąc: nasza debata publiczna od dłuższego czasu (boję się napisać „od zawsze”) jest jak hobbesowski stan natury – walką wszystkich ze wszystkimi, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, a podstawą działania jest egoizm.
Na margines
Wolność słowa, zapisana w polskiej konstytucji czy w karcie praw podstawowych, gwarantuje nam swobodę wypowiedzi i prawo do posiadania poglądów – również tych, które dla większości społeczeństwa sytuują się na marginesie debaty publicznej („Ziemia jest płaska”, „szczepionki powodują autyzm”, „kazirodztwo jest OK”). Problem polega nie na tym, że ktoś ma ekstremalne poglądy polityczne (choć ich percepcja zależy od poglądów odbiorcy), ale na tym, że próbuje się nałożyć kaganiec na tych, którzy są nieprawomyślni. Ten nieomal totalitarny sposób myślenia jest błędny, a cenzura słowa i poglądów nie jest rozwiązaniem. Z drugiej strony wolność słowa nie jest wartością, którą można absolutyzować – liczyć trzeba się z tym, że pochwała kazirodztwa spotka się ze zdecydowanym ostracyzmem.
Niestety, tak dosadnie rozumiana wolność, nie tylko słowa, prowadzi do wynaturzeń i ekstremizmów. I jak zwykle pojawiają się „obrońcy”, którzy wierzą, że wyrażanie pewnych poglądów można odgórnie zakazać. Tyle że cenzura jest w tej sytuacji najgorszym z możliwych rozwiązań, chyba że komuś bliskie są rozwiązania z systemów totalitarnych.
Recepta jest prosta (w przeciwieństwie do cenzury, która się niektórym marzy): ignorować, nie dawać głosu, przestrzeni i powietrza, nie zapraszać do mediów, nie wchodzić w dyskusję. W dojrzałym społeczeństwie taka osoba – z powodu własnych działań, konkretnych poglądów czy sposobu ich formułowania – sama stawia się na marginesie. I tam jest jej miejsce.