Przed dziesięcioma Urzędami Wojewódzkimi odbył się w sobotę protest Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Pracownicy żądają 20 procent podwyżki wynagrodzeń w sferze budżetowej. Pikietę przed UW we Wrocławiu wsparli parlamentarzyści Lewicy - Adrian Zandberg z partii Razem oraz Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewicy.
- Lewica stoi i będzie stać po stronie pracowników. Działanie państwa opiera się na pracy osób w budżetówce. Ta praca jest ważna, więc powinna być godna, stabilna i dobrze wynagradzana - mówiła Marta Stożek, liderka wrocławskich struktur partii Razem na konferencji, która poprzedziła protest OPZZ.
Rząd zaproponował pracownikom budżetów podwyżki na poziomie 7,8 proc., ale zdaniem związkowców to zdecydowanie za mało, m.in. ze względu na ponad 15-proc. inflację. OPZZ domaga się podwyżek płac w sferze budżetowej o 20 proc. - Apelujemy do rządu, aby na najbliższym posiedzeniu Sejmu wyjął ustawę Lewicy z zamrażarki, poddał ją pod pilne głosowanie, tak żeby już jesienią pracownicy i pracownice budżetówki mogli pracować za godne płace - mówiła Dziemianowicz-Bąk.
Czytaj więcej
Gorące negocjacje w sprawie wzrostu płac w budżetówce zakończyły się fiaskiem.
- Jak widać w raporcie budżetowym, pieniądze na realne podwyżki są. I rządzący, owszem, przymierzają się do podwyżek, ale własnych wynagrodzeń. Tymczasem dla budżetówki mają takie propozycje, po których jej pracownicy będą biedniejsi. To skandal, że polityka zaciskania pasa według PiS dotyczy tylko pracowników, a nie dygnitarzy - powiedział z kolei Zandberg, który podkreślał, iż „nie może być tak, że ktoś, kto pracuje dla polskiego państwa zastanawia się, czy mu w kolejnym miesiącu starczy na czynsz”. - To jest postawione na głowie i tak naprawdę obraźliwe dla polskiego państwa - zauważył.