Po co PiS Ukraińcy?

Duża część uchodźców deklaruje, że zostanie w Polsce na dłużej. Można ich wykorzystać politycznie.

Publikacja: 14.06.2022 21:38

Po co PiS Ukraińcy?

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Po ataku Rosji na Ukrainę granicę z Polską przekroczyło niemal 4 mln ukraińskich uchodźców. Od 1,5 do 2 mln z nich pozostało w naszym kraju, część ruszyła dalej na Zachód, inni – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – wracają do ojczyzny. Według badań z końca marca co czwarty ukraiński uchodźca (a zatem 350–500 tys. ludzi) planuje pozostać w Polsce, nawet gdy wojna się skończy. Do tego należy jednak doliczyć do 1,5 mln ukraińskich imigrantów, którzy byli w Polsce przed wybuchem wojny, a także nowych, którzy z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej w Ukrainie bez wątpienia przyjadą do Polski, o ile konflikt się zakończy.

PiS podjęło wymierne – choć zdaniem części komentatorów niewystarczające – działania mające na celu pomoc przybywającym do Polski uchodźcom. Przyjęto specustawę umożliwiającą im dostęp do rynku pracy, systemu ochrony zdrowia i oświaty. Ukraińcy mogli wyrobić sobie PESEL, a przyjmujący ich w swych domach Polacy – wystąpić o zwrot kosztów zakwaterowania i wyżywienia (40 zł na osobę w okresie do 120 dni). PESEL wyrobiło ponad milion Ukraińców; gdyby w przypadku każdego z nich osoby goszczące wystąpiły o stosowne świadczenie na ich pokrycie, potrzebne byłoby niemal 5 mld zł.

W tych okolicznościach pojawia się pytanie, dlaczego PiS zdecydowało się na takie działania. Najbardziej oczywista odpowiedź brzmi, że dlatego, iż taka była potrzeba chwili, że tego wymagała racja stanu. Wobec niespotykanego od końca II wojny światowej kryzysu migracyjnego konieczne były nadzwyczajne działania, by ograniczyć jego negatywne efekty; cel ten nota bene dzięki wysiłkom polskiego społeczeństwa, organizacji pozarządowych i władz zasadniczo udało się osiągnąć. Być może partia rządząca kierowała się chrześcijańską zasadą pomocy bliźnim.

Bardziej prawdopodobne jest, że działania polskich władz były pochodną zamówionych przez PiS sondaży. Polacy w ogromnej większości opowiadali się za przyjęciem uchodźców z Ukrainy – i władze ich wysłuchały, licząc zapewne, że pomoc Ukraińcom zyska im poparcie społeczne. Przy okazji kryzysu na granicy z Białorusią zajęto odmienne stanowisko, co spotkało się z oskarżeniami o hipokryzję; taka polityka również miała jednak uzasadnienie w sondażach, zgodnie z którymi Polacy nie chcieli przyjmowania przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki.

PiS widzi w Ukraińcach swoich potencjalnych wyborców, którzy za kilka lat przy urnach odwdzięczą się za pomoc sobie i swojej ojczyźnie

Z perspektywy ukraińskich uchodźców, którzy znaleźli schronienie, takie rozważania są jednak drugorzędne: ważne, że Polska i Polacy chcieli im pomóc. Ciekawsze jest pytanie, czy PiS ma jakieś dalej idące plany wobec Ukraińców? Wydaje się, że możliwe są tutaj dwa scenariusze – za pierwszym przemawia dzisiejsza polityka PiS i informacje dochodzące z Nowogrodzkiej, za drugim – dotychczasowy schemat działania PiS w okresie przedwyborczym.

Nowi obywatele?

Pierwszy z nich zakłada, że PiS widzi w Ukraińcach swoich potencjalnych wyborców, którzy za kilka lat przy urnach odwdzięczą się za pomoc sobie i swojej ojczyźnie. Temu miałyby służyć otwarcie na uchodźców systemu PESEL, miejsca w szkołach i przedszkolach, ale także daleko idące deklaracje dotyczące współpracy czy nawet „unii” obu państw. Rzecz charakterystyczna – podczas gdy PiS opowiada się za szybkim przyjęciem Ukrainy do Unii, a najwyżsi przedstawiciele Polski z zapałem odwiedzają Kijów, opozycyjni komentatorzy krytykują projekt „unii polsko-ukraińskiej” jako antyeuropejski. Taką sytuację łatwo jest przekuć w adresowaną do Ukraińców narrację: „dobry PiS, zła opozycja”.

Przyznanie Ukraińcom prawa głosu w wyborach krajowych (parlamentarnych w 2023 r., prezydenckich w 2025 r.) wymagałoby polskiego obywatelstwa. Można je uzyskać w drodze uznania, co wiąże się z koniecznością spełnienia określonych warunków – w szczególności kilkuletnim pobytem w Polsce i znajomością języka lub dzięki nadaniu przez prezydenta.

Prezydent nie jest ograniczony żadnymi warunkami i może nadać obywatelstwo polskie każdemu cudzoziemcowi. W 2021 r. 5 tys. osób uzyskało obywatelstwo w drodze uznania, 2,5 tys. w drodze nadania. To stosunkowo niewiele, biorąc pod uwagę całkowitą liczbę imigrantów w Polsce (ponad 1,5 mln przed wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej).

Czemu jednak wobec nadzwyczajnej sytuacji międzynarodowej nie miałoby się to zmienić? Czemu prezydent nie miałby zacząć przyznawać masowo obywatelstwa uchodźcom z Ukrainy? Takie działanie stanowiłoby wymierny krok w kierunku wspomnianej już „unii polsko-ukraińskiej”. Byłoby zgodne z prawem polskim i europejskim (spora część obywateli Mołdawii ma paszport rumuński, co pozwala im korzystać w szczególności z prawa do swobodnego przemieszczania się po całej UE). Takie rozwiązanie nie pociągałoby również za sobą nadmiernych nakładów finansowych, a za to zyskałoby PiS potencjalną wdzięczność nowych polskich obywateli. Nawet jeśli w Polsce zostanie na stałe pół miliona uchodźców z Ukrainy, z czego połowa dostałaby polskie obywatelstwo, a jedna czwarta z tej grupy zdecydowałaby się zagłosować na Zjednoczoną Prawicę, to PiS zyskałby ponad 60 tys. głosów.

W przypadku wyborów samorządowych (termin bliżej nieznany) sytuacja jest prostsza. W Unii Europejskiej obywatele mający miejsce zamieszkania w państwie członkowskim, którego są obywatelami, mają prawo głosowania w wyborach lokalnych w tym kraju. Ponadto, niektóre państwa – np. skandynawskie – przyznały prawo do głosowania w wyborach lokalnych, pod pewnymi warunkami, również mieszkającym tam obywatelom państw nieunijnych. Polska mogłaby przyznać takie prawo uchodźcom z Ukrainy. Wymagałoby to jedynie zmiany samorządowej ordynacji wyborczej.

Nowi wrogowie?

Drugi scenariusz jest mniej optymistyczny dla przebywających w Polsce Ukraińców. Opiera się on na założeniu, że wojna w Ukrainie de iure lub de facto wkrótce się skończy: nie zostanie raczej podpisany żaden konflikt pokojowy, ale konflikt może ulec zamrożeniu, jak w Donbasie po 2014 r. W tych okolicznościach obecność ukraińskich uchodźców w Polsce będzie coraz mniej uzasadniona. W przededniu nadchodzących wyborów – parlamentarnych, samorządowych lub prezydenckich – PiS będzie potrzebował nowego wroga. W 2015 r. byli nim imigranci z Afryki i Bliskiego Wschodu, w 2020 r. – społeczność LGBT. W przyszłości mogą się nim stać Ukraińcy. Oczywiście oficjalnie Polska dalej będzie podkreślać – jak podczas pierwszej kadencji rządów PiS – poparcie dla Ukrainy i potępiać Rosję za agresywną politykę i zbrodnie wojenne na ziemiach ukraińskich. Nieoficjalny przekaz będzie jednak nieco odmienny. Marszałek Terlecki coś chlapnie, „Do Rzeczy” i „Sieci” to z chęcią nagłośnią; odpowiednie paski przygotują „Wiadomości” TVP, w lipcu pokażą cykl materiałów o zbrodni wołyńskiej (1943 r.).

Temat ochoczo podejmą antyukraińsko nastawieni terenowi działacze PiS, którzy zapewne tylko czekają na sygnał z centrali, by porzucić politycznie poprawny, przychylny Ukrainie dyskurs.

Co będą mówić? Zapewne, że gościna ma swoje granice, że wobec faktycznego zakończenia działań wojennych Ukraińcy powinni wracać do siebie, że jakby byli patriotami, to walczyliby o swój kraj, a nie korzystali z socjalu u innych. Że inflacja i kryzys gospodarczy w Polsce to po części wina uchodźców, bo przecież tyle na nich wydaliśmy. Że przez Ukrainę musimy płacić więcej za gaz, ropę i węgiel, więc podwyżki cen paliw to właściwie ich wina. Że to niedopuszczalne, że Polska wspiera Ukrainę, a tam „szerzy się kult Bandery”. Że Polska przecież proponowała Ukrainie „unię” obu państw, a Ukraina znowu wybrała współpracę z Niemcami.

Dojdą do tego argumenty o charakterze bardziej zasadniczym – duża ukraińska społeczność będzie przedstawiana jako zagrożenie dla polskiej tożsamości („Czy wszyscy mamy się uczyć po ukraińsku?”), a wizja państwa wielonarodowego jako mrzonka.

Dziś polskie władze weszły z powodów politycznych na ścieżkę wojenną z mniejszością niemiecką (i przy okazji z innymi mniejszościami, które jednoznacznie ją wsparły) – dlatego trudno sądzić, by za dwa lata zawahały się przed wywołaniem konfliktu ze społecznością ukraińską. Mobilizacja własnego elektoratu dzięki wskazaniu wroga przyniosła PiS już kilkukrotnie zwycięstwo – tak może stać się i w niedalekiej przyszłości. Ponadto, antyukraińska retoryka pozwoliłaby partii rządzącej skutecznie rywalizować ze skrajnie prawicowymi, prorosyjskimi konkurentami z Konfederacji.

Na razie wydaje się, że PiS nie wypracował jednoznacznego stanowiska w kwestii osób przybywających z Ukrainy. Świadczy o tym w szczególności fakt, że Polska nadal nie wypracowała całościowej strategii migracyjnej. Specustawa – choć zasługuje zasadniczo na pozytywną ocenę – miała charakter doraźny. Wciąż brak nam natomiast rozwiązań długofalowych, strukturalnych, dotyczących w szczególności integracji mieszkających w Polsce cudzoziemców.

Autor jest politologiem, profesorem UE, ekspertem Instytutu Strategie 2050

Polska wciąż nie ma długofalowej polityki uchodźczej

Polska wciąż nie ma długofalowej polityki uchodźczej

Piotr Guzik

Po ataku Rosji na Ukrainę granicę z Polską przekroczyło niemal 4 mln ukraińskich uchodźców. Od 1,5 do 2 mln z nich pozostało w naszym kraju, część ruszyła dalej na Zachód, inni – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – wracają do ojczyzny. Według badań z końca marca co czwarty ukraiński uchodźca (a zatem 350–500 tys. ludzi) planuje pozostać w Polsce, nawet gdy wojna się skończy. Do tego należy jednak doliczyć do 1,5 mln ukraińskich imigrantów, którzy byli w Polsce przed wybuchem wojny, a także nowych, którzy z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej w Ukrainie bez wątpienia przyjadą do Polski, o ile konflikt się zakończy.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Departament Stanu zgodził się sprzedać Polsce rakiety za ponad miliard dolarów
Polityka
Lewicowa rozgrywka o mieszkania. Partia chce miejsca w Ministerstwie Rozwoju
Polityka
Jakub Wygnański: Polityka parlamentarna domaga się obywatelskiego „dotlenienia”
Polityka
USA krytycznie o prawach człowieka w Polsce. Departament Stanu przygotował raport
Polityka
Zakłócone loty nad Europą. Rosjanie celowo wprowadzają pilotów w błąd