„Białoruś ma dla Polski fundamentalne znaczenie geopolityczne. Tak duże, że trzeba będzie przymknąć oczy na represje, byle tylko nie pchnąć Łukaszenki w stronę Rosji" – pisał niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" Andrzej Talaga. Wszystko wskazuje na to, że polska polityka zagraniczna obrała dzisiaj właśnie taki kierunek.
W środę Warszawę odwiedził szef białoruskiej dyplomacji Uładzimir Makiej, który został zaproszony na spotkanie szefów MSZ Partnerstwa Wschodniego oraz krajów Grupy Wyszehradzkiej.
Jeden z najbliższych współpracowników prezydenta Łukaszenki jest goszczony w polskiej stolicy w tym czasie, gdy na Białorusi opozycjoniści siedzą w więzieniach.
Niespełna trzy tygodnie temu milicja brutalnie rozpędziła pokojowy protest w Mińsku i od tamtej pory nie cichnie fala represji, których ofiarami padło już kilkaset osób.
– Polska dyplomacja za wszelką cenę chce wysłać Łukaszence sygnał, że jest jeszcze możliwość odwrotu od represji i że w tej chwili Mińsk już balansuje po czerwonej linii – mówi „Rzeczpospolitej" Paweł Kowal, były wiceszef MSZ.