To jest sojusz zupełnie niespodziewany. W poniedziałek papież po raz pierwszy od 59 lat przyjmował w Watykanie prezydenta Turcji. W dodatku był to prezydent, który forsuje zupełnie przeciwne wartości do tych, które są bliskie Franciszkowi: buduje coraz bardziej autorytarne państwo islamskie i poszerza jego strefę wpływów, interweniując zbrojnie w północnej Syrii i zgromadził wielką władzę w Turcji, przez co bywa nazywany „sułtanem". Ale i Recep Tayyip Erdogan do tej pory nie mógł zaakceptować, że papież uznał za ludobójstwo masakrę półtora miliona Ormian przez Turków w 1915 r.: z tego powodu przez ponad rok turecki ambasador przy Watykanie przebywał na konsultacjach w Ankarze.
Wszystko zmieniła decyzja Donalda Trumpa z 6 grudnia o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela: już trzy tygodnie później Franciszek i Erdogan rozmawiali telefonicznie i zgodzili się, że należy utrzymać status quo miasta, a jego ostateczny kształt powinien zostać ustalony dopiero pod koniec negocjacji pokojowych. Wizyta tureckiego przywódcy w Pałacu Apostolskim jest ukoronowaniem tego porozumienia.
– Ten alians nie spowoduje, że amerykański prezydent wycofa się ze swojej deklaracji, ale może doprowadzić do tego, że USA i Izrael będą w przyszłości w większym stopniu brały pod uwagę postulaty Palestyńczyków. To już nie jest postulat tylko przywódcy jednego z krajów muzułmańskich, ale sprawa ogólnoświatowa – mówi „Rz" Özgür Ünlühisarcikli, dyrektor biura German Marshall Fund w Ankarze.
Na razie nic jednak nie wskazuje, aby Trump był do czegoś takiego gotowy. Przeciwnie, 25 stycznia w Davos oświadczył Beniaminowi Netanjahu, że „problem Jerozolimy zniknął ze stołu negocjacji z Palestyńczykami", choć wcześniej twierdził, że przeniesienie ambasady „nie przesądza o ostatecznych ustaleniach". Co więcej, ambasador USA ma się przenieść już przed końcem przyszłego roku, choć wcześniej się mówiło, że przeprowadzka zajmie „lata". Przewodniczący Autonomii Palestyńskiej oświadczył, że nie widzi żadnej roli dla Amerykanów w mediacjach, co de facto oznacza, że pokój nie jest możliwy.
A to tylko jeden z konfliktów, które mogą teraz wybuchnąć na Bliskim Wschodzie. Minister obrony Awigdor Liberman ostrzegł, że Izrael jest gotów rozpocząć interwencję przeciw Hezbollahowi w Libanie w obawie, że wraz z końcem wojny w Syrii Iran chce tu zbudować bazę wypadową przeciw państwu żydowskiemu.