W sobotę w Katowicach podczas współorganizowanych przez Polskę mistrzostw Europy w siatkówce nasza kadra zmierzyła się w półfinale ze Słowenią. Przed rozpoczęciem spotkania spiker zaanonsował europosła PiS Ryszarda Czarneckiego, wywołując salwę gwizdów publiczności. Dla Czarneckiego to problem, bo oprócz bycia politykiem jest też wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej i liczy na to, że podczas zaplanowanego na za tydzień walnego zgromadzenia delegatów zostanie wybrany prezesem. Jednak nie może być już pewny swego. Jak wynika z rozmów „Rzeczpospolitej", jego kandydatura słabnie.
Nowy układ sił
O tym, że Czarnecki chce objąć stery w polskiej siatkówce, jako pierwsi poinformowaliśmy pod koniec kwietnia. Wymieniliśmy europosła jako faworyta w starciu z obecnym prezesem Jackiem Kasprzykiem. Jednak układ sił zmieniło wejście do gry Sebastiana Świderskiego, byłego siatkarza, srebrnego medalisty mistrzostw świata w 2006 roku, a obecnie prezesa najlepszego polskiego klubu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.
Czytaj więcej
Polacy skończyli sezon na meczu o trzecie miejsce mistrzostw Europy. Szczęścia w Spodku nie było, mogą natomiast być duże zmiany w polskiej siatkówce.
Osoba znająca sytuację w PZPS mówi, że atutami Świderskiego są młody wiek, dobra znajomość języka włoskiego, a przede wszystkim sukcesy w klubie. – Ma dobre oko do trenerów. U niego w Kędzierzynie trenerem był przecież Ferdinando De Giorgi, szkoleniowiec aktualnych mistrzów Europy Włochów, czy inne trenerskie sławy Andrea Gardini i Nikola Grbić – mówi.
Atuty Czarneckiego to z kolei duża aktywność jako wiceprezesa PZPS oraz możliwość pozyskania środków ze spółek Skarbu Państwa, na co szczególnie liczą w związku. To może okazać się jednak za mało. Niektórzy nasi rozmówcy wskazują, że może liczyć obecnie na jedynie około 40 proc. głosów delegatów. Według innych źródeł wciąż ma ponad 50 proc. Jednak nawet stronnicy Czarneckiego przyznają, że sytuacja jest gorsza niż w czerwcu, gdy pierwotnie zaplanowano wybory.