Równe prawo do wiwatów mają Grzegorz Schetyna, i Katarzyna Lubnauer, i Władysław Kosiniak Kamysz. Ten ostatni bodaj największe, bo PSL miało być w tych wyborach starte z powierzchni ziemi, więc niemal 17-procentowe poparcie to sukces i dowód, że wieś nie należy wyłącznie do PiS-u.
Od początku tej kampanii było wiadomo, że Platforma i Nowoczesna są w defensywie. Ich liderzy i wyborcy modlili się, by rozpędzony walec PiS-u nie zmiażdżył ich w mateczniku, czyli w wielkich miastach. PiS miał zresztą ku temu nieporównywalnie większe, niż wszyscy dotąd środki. Nikt przecież do tej pory w najnowszej historii wolnej Polski nie dysponował takim arsenałem. Prezydent, rząd, większość parlamentarna, spora część kościoła, na koniec upartyjnione w stopniu dotąd nie spotykanym media publiczne. Wszystko to pracowało na sukces partii Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli dodać do tego wigor kandydatów takich jak Patryk Jaki i pracowitość „twarzy kampanii”, czyli Mateusza Morawieckiego, Koalicja Obywatelska mogła naprawdę czuć się zagrożona, a Grzegorz Schetyna miał pełną wiadomość, że walczy o życie.
Polacy wybrali. Obserwuj relację "Rzeczpospolitej"
Celem więc minimum i prawdziwą stawką tych wyborów były wielkie miasta. Polska liberalna musiała je utrzymać, Polska solidarna odwojować. I właśnie to tym ostatnim się nie udało. Sukces w pierwszej turze kandydatów Koalicji Obywatelskiej w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu, Lublinie i Białymstoku, na dodatek potencjalna i prawdopodobna porażka kandydatów PiS w Gdańsku i Krakowie to sukces, który dla Schetyny i Lubnauer jeszcze dziś rano był szczytem marzeń. Swoistym fenomenem jest wygrana Trzaskowskiego w Warszawie i frekwencja, która jest dowodem wyjątkowej mobilizacji liberalnego elektoratu w Warszawie. To zarazem fantastyczna zapowiedź dla Koalicji Obywatelskiej przed serią kolejnych wyborów.
Do powyborczych problemów PiS trzeba zaliczyć także kwestię możliwości budowy większościowych koalicji w sejmikach wojewódzkich. Mimo, iż nominalnie partia prezesa Kaczyńskiego wygrała na Podlasiu, Mazowszu, czy Dolnym Śląsku, ze względu na układ sił trudno im tam będzie przejąć władzę.