Wybory samorządowe: A jednak plebiscyt

Mimo, iż prezes Jarosław Kaczyński ogłosił w wystąpieniu powyborczym, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało czwarte z kolei wybory, sprawa nie przedstawia się wcale tak jednoznacznie.

Aktualizacja: 21.10.2018 22:09 Publikacja: 21.10.2018 22:02

Wybory samorządowe: A jednak plebiscyt

Foto: AFP

Równe prawo do wiwatów mają Grzegorz Schetyna, i Katarzyna Lubnauer, i Władysław Kosiniak Kamysz. Ten ostatni bodaj największe, bo PSL miało być w tych wyborach starte z powierzchni ziemi, więc niemal 17-procentowe poparcie to sukces i dowód, że wieś nie należy wyłącznie do PiS-u.

Od początku tej kampanii było wiadomo, że Platforma i Nowoczesna są w defensywie. Ich liderzy i wyborcy modlili się, by rozpędzony walec PiS-u nie zmiażdżył ich w mateczniku, czyli w wielkich miastach. PiS miał zresztą ku temu nieporównywalnie większe, niż wszyscy dotąd środki. Nikt przecież do tej pory w najnowszej historii wolnej Polski nie dysponował takim arsenałem. Prezydent, rząd, większość parlamentarna, spora część kościoła, na koniec upartyjnione w stopniu dotąd nie spotykanym media publiczne. Wszystko to pracowało na sukces partii Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli dodać do tego wigor kandydatów takich jak Patryk Jaki i pracowitość „twarzy kampanii”, czyli Mateusza Morawieckiego, Koalicja Obywatelska mogła naprawdę czuć się zagrożona, a Grzegorz Schetyna miał pełną wiadomość, że walczy o życie.

Polacy wybrali. Obserwuj relację "Rzeczpospolitej"

Celem więc minimum i prawdziwą stawką tych wyborów były wielkie miasta. Polska liberalna musiała je utrzymać, Polska solidarna odwojować. I właśnie to tym ostatnim się nie udało. Sukces w pierwszej turze kandydatów Koalicji Obywatelskiej w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu, Lublinie i Białymstoku, na dodatek potencjalna i prawdopodobna porażka kandydatów PiS w Gdańsku i Krakowie to sukces, który dla Schetyny i Lubnauer jeszcze dziś rano był szczytem marzeń. Swoistym fenomenem jest wygrana Trzaskowskiego w Warszawie i frekwencja, która jest dowodem wyjątkowej mobilizacji liberalnego elektoratu w Warszawie. To zarazem fantastyczna zapowiedź dla Koalicji Obywatelskiej przed serią kolejnych wyborów.

Do powyborczych problemów PiS trzeba zaliczyć także kwestię możliwości budowy większościowych koalicji w sejmikach wojewódzkich. Mimo, iż nominalnie partia prezesa Kaczyńskiego wygrała na Podlasiu, Mazowszu, czy Dolnym Śląsku, ze względu na układ sił trudno im tam będzie przejąć władzę.

Najważniejsze zarówno dla PiS, jak i jego antagonistów pytanie brzmi: dlaczego walec wyborczy nie zmiażdżył  nieruchawych i mało charyzmatycznych przeciwników? Nie mam wątpliwości, że błędem było straszenie wyborców, iż niewybranie wskazanych przez partię Prezesa kandydatów będzie skutkowało brakiem wsparcia finansowego. To był wyborczy szantaż, a te zwykle budzą opór. Swoje zrobiło kompletnie nietrafione w czasie pytanie ministra Zbigniewa Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego i decyzja TSUE o zawieszeniu przepisów ustawy o SN. Bardzo pomieszał PiS-owi szyki odświeżony kotlet taśm od Sowy z premierem. I premiera pewnego filmu, który obejrzały trzy miliony wystraszonych ludzi. Ale najważniejsza była (to już nie błąd) strategia Schetyny, który zrobił z wyborów plebiscyt. Ten plebiscyt wygrał tam gdzie było można. To dla PiS ważna lekcja przed kolejnymi wyborami.

Równe prawo do wiwatów mają Grzegorz Schetyna, i Katarzyna Lubnauer, i Władysław Kosiniak Kamysz. Ten ostatni bodaj największe, bo PSL miało być w tych wyborach starte z powierzchni ziemi, więc niemal 17-procentowe poparcie to sukces i dowód, że wieś nie należy wyłącznie do PiS-u.

Od początku tej kampanii było wiadomo, że Platforma i Nowoczesna są w defensywie. Ich liderzy i wyborcy modlili się, by rozpędzony walec PiS-u nie zmiażdżył ich w mateczniku, czyli w wielkich miastach. PiS miał zresztą ku temu nieporównywalnie większe, niż wszyscy dotąd środki. Nikt przecież do tej pory w najnowszej historii wolnej Polski nie dysponował takim arsenałem. Prezydent, rząd, większość parlamentarna, spora część kościoła, na koniec upartyjnione w stopniu dotąd nie spotykanym media publiczne. Wszystko to pracowało na sukces partii Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli dodać do tego wigor kandydatów takich jak Patryk Jaki i pracowitość „twarzy kampanii”, czyli Mateusza Morawieckiego, Koalicja Obywatelska mogła naprawdę czuć się zagrożona, a Grzegorz Schetyna miał pełną wiadomość, że walczy o życie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Sondaż: Jak Polacy oceniają start Daniela Obajtka w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Polityka
Konwencja PiS. Znamy liderów list w wyborach do PE. Są Wąsik, Kamiński, Obajtek
Polityka
Orlen, stracone 1,6 mld zł i związki z Hezbollahem. Samer A. przerywa milczenie
Polityka
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w orędziu: Idzie czas flagi
Polityka
Nie chcą sponsorować projektu powołanego za premier Szydło. Czy to koniec PFN?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił