Komisje śledcze w obecnej kadencji Sejmu nie cieszą się ani nadmiernym zainteresowaniem mediów, ani zbyt wielkim prestiżem. Obrady komisji do spraw nacisków transmitowane są z obowiązku wyłącznie przez telewizję publiczną, a stacje komercyjne interesują się nimi tylko przy okazji zwoływania przez członków tejże komisji konferencji prasowych. Nie można się na niech zresztą dowiedzieć zbyt wiele o poczynionych ustaleniach, często można za to usłyszeć, że „PiS jest w defensywie”, albo, że „posłowie PO są zdenerwowani”. Bo mimo starań Platformy Obywatelskiej i powtarzanych buńczucznie oskarżeń, wciąż trudno udowodnić politykom Prawa i Sprawiedliwości ich liczne „przestępstwa”.
Dziś nikt już chyba nie ma wątpliwości, że czas komisji śledczych, faktycznie odkrywających patologie władzy (co było udziałem komisji ds. Rywina czy Orlenu) dawno minął. Wynika to nie tylko z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, skutecznie ograniczającego możliwości działania komisji śledczych, ale również z tego, jak obecna koalicja, wspierana przez SLD, traktuje te instytucje.
Nierówność w traktowaniu przez przewodniczącego Andrzeja Czumę członków komisji z PiS i tych z koalicji oraz SLD jest uderzająca. Widoczna jest również w czasie przesłuchań świadków. Ostatnio przesłuchiwany zastępca prokuratora generalnego Andrzej Pogorzelski odpowiadał jedynie na te pytania posłów PiS, na które miał ochotę. Te, które mu nie odpowiadały, pomijał. Wystarczyło, że skierował do posła Czumy zdanie: „proszę uchylić to pytanie”, i Czuma każde bez wyjątku uchylał, by za chwilę pod pretekstem, że posłowie PiS nie stosują się do jego uwag, zamknąć procedurę przesłuchania.
Na nic zdały się protesty Arkadiusza Mularczyka i Jacka Kurskiego, że chcą dalej prowadzić przesłuchania. Czuma był nieugięty. A gdy blokował możliwość zadawania pytań posłom opozycji, prokurator Pogorzelski po prostu wyszedł. Rzecz nie od pomyślenia w którejkolwiek komisji śledczej działającej w czasie rządów SLD. O skandalu z powodu dławienia szans opozycji w komisji dudniłyby wszystkie media. Dziś kilka ironicznych komentarzy na temat niesubordynacji Kurskiego i Mularczyka załatwia sprawę.
Być może dzieje się tak również dlatego, że komisja nie jest miejscem, w którym ścierają się doświadczeni politycy, jak niegdyś Jan Rokita, Tomasz Nałęcz czy Antoni Macierewicz. Jest raczej poligonem dla „młodych wilczków”, takich jak Sebastian Karpiniuk z PO czy Arkadiusz Mularczyk z PiS.