Już dziś współpracownicy Donalda Tuska zastanawiają się, czy tarcia wewnątrz partii nie zaszkodzą w kampanii. – Wybory w Platformie będą na początku 2010 roku. Wybierzemy szefa partii i kandydata na prezydenta. To będzie mocny wstęp do kampanii – przekonują członkowie kierownictwa PO. Niektórzy wątpią jednak, czy Tusk odważy się przeprowadzić partyjne wybory przed prezydenckimi. – Donald jest ostrożny, nie będzie chciał ryzykować rozgrywek o władzę w partii na ostatnim odcinku kampanii – twierdzi jeden z polityków PO.
Inny uważa, że partyjne wybory powinny się odbyć po prezydenckich. – Jest ryzyko, że może polać się krew, potem zostają jakieś frustracje. Nie należy ich podsycać – mówi.
A ostatnie decyzje dotyczące władz w regionach potwierdzają, że liderzy PO liczą się z utratą kontroli nad partyjnymi dołami. Tam, gdzie potrzebny jest wybór nowych lokalnych szefów, PO nie przeprowadza zjazdów. Pojawiają się za to ludzie, którzy pełnią obowiązki.
Dlatego w wielu strukturach Platformy rządzą dziś władze prowizoryczne. Tak jest np. w Świętokrzyskiem od momentu rezygnacji Konstantego Miodowicza. Działacze terenowi domagali się zjazdu, ale przeważyły argumenty liderów o bliskich wyborach władz w całym kraju.
W podobny sposób zostaną do końca roku wybrane władze w czterech ważnych regionach PO. Tam szefami są członkowie rządu. Donald Tusk postanowił, że nie mogą łączyć obowiązków.