SLD wabi pieniędzmi

Wybory do europarlamentu. 10 tys. zł dostanie każdy kandydat Sojuszu, który zdecyduje się na start

Publikacja: 17.02.2009 02:23

Oznacza to, że tylko na wsparcie kampanii indywidualnych partia będzie musiała wypłacić ponad milion złotych, bo każdy komitet może zgłosić do 130 kandydatów i zwykle stara się wypełniać wszystkie miejsca na liście.

– Rzeczywiście przewodniczący Grzegorz Napieralski zapowiedział taką formę zachęty i wsparcia dla kandydatów – potwierdza „Rz” Edward Kuczera, skarbnik SLD. – Chodzi o to, żeby wszyscy kandydujący w tym roku do Parlamentu Europejskiego mieli równy dostęp do partyjnych pieniędzy.

Od polityków SLD można jednak usłyszeć w nieoficjalnych rozmowach, że bez tej obietnicy bardzo trudno byłoby skompletować listy wyborcze. Tym bardziej że kierownictwo partii chce namówić do kandydowania lokalnych liderów, np. wojewodów lub marszałków województw, żeby zwiększyć szansę listy.

– Wiadomo, że w naszej sytuacji „biorące” są tylko pierwsze miejsca na listach i te, oczywiście, zostaną obsadzone bez problemu – opowiada polityk SLD. – Ale do kandydowania z dalszych miejsc, z góry skazanych na porażkę, nie palą się nawet młodzi ludzie. A przecież lista musi pracować na lidera, bo inaczej nawet on nie zdobędzie mandatu.

Zdaniem polityka Sojuszu kampania do europarlamentu jest trudna i kosztowna, bo okręgi są bardzo duże. Jeśli partia jest spora i licząca się na scenie politycznej, to za pracę przy eurowyborach może zaoferować młodym ludziom, którzy znajdą się na jej listach, dobre miejsca np. w wyborach samorządowych.

SLD jednak nie może tego zagwarantować młodym kandydatom, bo chętnych na listy w wyborach lokalnych jest więcej niż przewidywanych mandatów. Dlatego musi stosować zachęty finansowe.

Sojusz przypuszczalnie będzie musiał wziąć kredyt na opłacenie kampanii. – Nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie, ale przypuszczam, że tak będzie – przyznaje Kuczera.

Kampania zostanie zaadresowana do żelaznego elektoratu, bo analitycy Sojuszu uznali, że w eurowyborach do urn pójdą tylko zdeklarowani zwolennicy danej partii. SLD zabiega też o to, aby w tegorocznej kampanii do europarlamentu pomagała mu francuska firma marketingowa Jacques’a Segueli, która od lat współpracuje z SLD, m.in. poprowadziła zwycięską kampanię prezydencką Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 roku.

W 2004 r. Sojusz zdobył w europarlamencie pięć mandatów. Kampania kosztowała partię aż 8 mln 200 tys. zł.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki:

[mailto=e.olczyk@rp.pl]e.olczyk@rp.pl[/mail][/i]

Oznacza to, że tylko na wsparcie kampanii indywidualnych partia będzie musiała wypłacić ponad milion złotych, bo każdy komitet może zgłosić do 130 kandydatów i zwykle stara się wypełniać wszystkie miejsca na liście.

– Rzeczywiście przewodniczący Grzegorz Napieralski zapowiedział taką formę zachęty i wsparcia dla kandydatów – potwierdza „Rz” Edward Kuczera, skarbnik SLD. – Chodzi o to, żeby wszyscy kandydujący w tym roku do Parlamentu Europejskiego mieli równy dostęp do partyjnych pieniędzy.

Polityka
Leszek Miller: Jeśli Karol Nawrocki wygra w obecnym Sejmie może powstać nowy rząd
Polityka
Współprzewodnicząca Razem: Za późno przeszliśmy do twardej opozycji wobec rządu Donalda Tuska
Polityka
Krzysztof Bosak zagłosuje na Karola Nawrockiego, ale nie wymienia nazwiska kandydata PiS
Polityka
Zandberg: Gdyby Nawrocki dostał od Mentzena do podpisania, że trzeba skasować 500 plus, to by podpisał
Polityka
WP: Kibolska ustawka Karola Nawrockiego. Obok kandydata PiS byli groźni bandyci