„Die Welt" opublikował w ubiegłym tygodniu wywiad z Władysławem Bartoszewskim, ministrem w Kancelarii Premiera, historykiem, żołnierzem AK. Rozmowa była poświęcona głównie Janowi Karskiemu, kurierowi władz Polskiego Państwa Podziemnego.
Zapytany o to, czy w związku z pomocą, której udzielał Żydom, nie bał się sąsiadów, minister odparł: „Mieszkałem w Warszawie przy ulicy Mickiewicza, w kamienicy pełnej inteligencji. Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania, nie musiałem się go obawiać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać".
– Niedobrze się stało, że Władysław Bartoszewski udzielił takiej wypowiedzi niemieckiej gazecie – uważa prof. Wojciech Roszkowski, historyk. – Wiemy z tysięcy świadectw, jak wyglądała okupacja w Polsce. Opisów mordów i łapanek jest aż nadto. Obawiam się, że takie opinie mogą zostać wykorzystane przez tych Niemców, którzy starają się napisać historię II wojny światowej na nowo.
Ministra broni inny historyk, prof. Tomasz Szarota: – Znamy się od dawna i wiem, że Bartoszewski właśnie tak wspomina okupowaną Warszawę, bo najbardziej niebezpieczni byli donosiciele. Nie można go stawiać w jednym szeregu z takimi ludźmi jak Jan Tomasz Gross (autor książek „Sąsiedzi", „Złote żniwa" – red.), którzy rzeczywiście robią Polsce złą prasę.
Słowa Bartoszewskiego dzielą też polityków. – Bardzo źle się stało, że ten wywiad w ogóle się ukazał. Chciałbym, żeby Władysław Bartoszewski przestał szkodzić wizerunkowi Polski – mówi Zbigniew Girzyński, poseł PiS.