- Nie dzwoniłem do Stefana Niesiołowskiego, dotarła do niego publiczna informacja, że oczekuję, iż przeprosi panią redaktor Stankiewicz. Tutaj nic się nie zmieniło. Uwierzcie mi, że mam na głowie bardzo dużo zajęć ważniejszych niż wychowawcza rozmowa ze Stefanem Niesiołowskim. Powinny być i oczekuję od Stefana Niesiołowskiego przeprosin - powiedział premier pytany o tę kwestię. Tuż po tym jak Niesiołowski pod Sejmem krzyczał do dziennikarki "won do PiS-u", Tusk dyscyplinował posła. Ten jednak wciąż nie przeprosił.
Wczoraj był gościem Superstacji. - Niektórzy dziennikarze to nie dziennikarze, tylko pisowcy agitatorzy. To wyjątkowe schamienie dziennikarzy – mówił o reakcji środowiska dziennikarskiego na incydent po głosowaniu w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego. - To poziom agitacji hitlerowskiej - dodał.
Przypomniał pierwszą stronę jednego z tabloidów, na której został przedstawiony w fotomontażu jako wściekły pies.– "Super Express" na poziomie hitlerowskich gadzinówek pokazał mnie tak, że spotkamy się w sądzie – zapowiedział.
Jego zdaniem krytyka, która spotkała go ze strony międzynarodowej organizacji dziennikarskiej „Reporterzy bez granic" "ośmiesza" organizację. - Nie znają faktów, nie znają realiów polskich - tłumaczył.
Przedstawił swoją wersję wydarzeń spod Sejmu. Jego zdaniem film Stankiewicz jest zmanipulowany. - Fragmenty wybrała. Nie kręciła, jak mi ubliżają i plują - mówił o zachowaniu związkowców z "Solidarności".