Ekolodzy łączą się przeciw łupkom

Formacja Janusza Palikota próbuje podłączyć się pod protesty organizacji chroniących środowisko

Publikacja: 25.08.2012 00:19

Pomorze i Kaszuby stały się dla organizacji ekologicznych poligonem walki z gazem łupkowym. Przeciwnicy wierceń z Niemiec i Francji starają się przekonać mieszkańców miejscowości, w których inwestują gazownicy, że eksploatacja złóż oznacza katastrofalną degradację środowiska naturalnego. Jesienią dołączą do nich ekolodzy z Belgii, a polskie organizacje ochrony środowiska planują konsolidację działań i zaostrzenie form protestu.

10 sierpnia 11 polskich organizacji z Pomorza i Kaszub podpisało w Lęborku porozumienie o współpracy. Mają koordynować działania i razem organizować protesty przeciwko eksploatacji złóż łupkowych. Do działania mobilizują ich niemiecka Fundacja Róży Luksemburg i francuska No Fracking France, które przysyłają do Polski swoich aktywistów.

Na lidera antyłupkowych organizacji wyrasta Hieronim Więcek, prezes Stowarzyszenia Niesiołowice-Węsiory-Kamienne Kręgi. – Dzwonią do mnie ludzie z całej Polski. Ludzie są autentycznie przerażeni, bo gazownicy pojawiają się w coraz to nowych miejscach. To szaleństwo – mówi.

Uniknąć kompromitacji

Przedstawiciele zagranicznych organizacji ochrony środowiska przyjeżdżali do Polski kilkanaście razy. Próby zorganizowania spektakularnych protestów skończyły się jednak kompromitacją.

Najbardziej spektakularną porażkę poniósł francuski eurodeputowany Jose Bove, przewodniczący Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego i jeden z najzagorzalszych przeciwników wydobywania gazu łupkowego. W ubiegłym roku próbował on przekonywać rolników spod Zamościa, gdzie inwestują firmy łupkowe, że wydobywanie gazu spowodowało zmętnienie wody w studniach i spękania budynków. Opowiadał o tym dziennikarzom francuskiej telewizji, których przywiózł ze sobą.

Polscy rolnicy nie dali się jednak przekonać, bo woda była czysta, domy spękane od dawna, a firma wydobywcza jeszcze nie zaczęła wiercić.

Dlatego teraz na Kaszubach scenariusz działań wygląda inaczej. Na przykład w Sulęczynie na Kaszubach, gdzie pojawili się francuscy aktywiści z No Fracking France, najpierw zorganizowano spotkanie z mieszkańcami. Tam opowiadali o nadciągającej katastrofie, którą ma wywołać eksploatacja złóż gazu łupkowego.

Stałym punktem programu jest emisja filmu „Gasland" Johna Foksa, który przedstawia rzekome skutki działalności gazowników. Grożą, że tak jak na filmie, rolnikom z kranu przestanie lecieć woda, a będzie sączył się gaz i w efekcie wybuchał. Ta scena filmu robi wrażenie, choć nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wodę ze studni ciągnie się z kilkudziesięciu metrów, a kontestowane przez ekologów szczelinowanie (polega ono na rozwiercaniu skał, rozkruszaniu za pomocą mikrowybuchów, a następnie wpompowywaniu w szczeliny ogromnych ilości wody z piaskiem) odbywa się na kilku kilometrach.

Bohaterowi filmu „Gasland" z kranu leciał gaz, ponieważ mimo ostrzeżeń służb geologicznych wykopał studnię w rejonie bardzo obfitym w złoża gazu. Dodatkowo studnia została źle wykopana.

To zresztą niejedyny przykład nadużycia. No Fracking na swoim profilu na Facebooku straszy firmą Chevron. Została ona ukarana gigantyczną karą finansową za zatrucie puszczy amazońskiej w Ekwadorze. Tyle że nie miało to nic wspólnego z wydobywaniem gazu.

Przed manipulacjami nie cofają się także polscy ekolodzy. Obywatelski Ruch Oporu z Łowicza straszy 30-tysięczne miasto katastrofą ekologiczną, choć w bezpośredniej okolicy nikt nie szuka gazu łupkowego, a w mieście ma być jedynie ulokowana baza sprzętu dla gazowników. Wprawdzie nieopodal, bo koło Kutna, trwają poszukiwania gazu, ale konwencjonalnego, nie łupkowego.

Polityczne ramię

Do organizowanych przez ekologów protestów podłączają się działacze Ruchu Palikota. Twierdzą, że występują w obronie środowiska i interesów mieszkańców terenów, na których inwestują firmy wydobywcze.

– Platforma Obywatelska mami ludzi, że będziemy drugim Kuwejtem. Ruch Palikota zasadniczo nie sprzeciwia się wydobyciu gazu. Jednak w moim okręgu jest to realny problem. Firmy gazowe często nie respektują prawa, naruszając prawo własności. Przykład innych krajów, które zakazały szczelinowania, pokazuje, że konieczna jest szeroka debata na temat korzyści i szkód, jakie niesie wydobycie gazu łupkowego – mówi „Rz" Robert Biedroń z Ruchu Palikota.

Pomorze i Kaszuby, które stanowią okręg wyborczy Biedronia, stały się polem aktywności organizacji ekologicznych chcących zablokować eksploatację złóż łupkowych w Polsce. Przeciwnicy wierceń zorganizowali pod koniec marca pikietę pierwszej wiertni w Klukowej Hucie.

Na tym terenie aktywny jest Grzegorz Sikora, asystent Roberta Biedronia. W sprawie zagrożeń przy stosowaniu metody szczelinowania wykorzystywanej do uwalniania gazu ze skał łupkowych Biedroń złożył interpelację do premiera Donalda Tuska. Powielał w niej tezy powtarzane przez europejskich ekologów walczących z gazem łupkowym – szczelinowanie może zagrozić znajdującym się w okolicy zbiornikom wodnym, a nawet rosnącym tam drzewom, wywołać niebezpieczne drgania.

– Mieszkańcy zwracali się do wszystkich partii z prośbą o pomoc, ale my jako pierwsi postanowiliśmy im pomóc – mówi „Rz" Jakub Milewczyk z Ruchu Palikota. Milewczyk wcześniej dał się poznać szerzej jako organizator portalu apostazja.pl, który propaguje występowanie z Kościoła katolickiego.

Tymczasem szczelinowanie hydrauliczne jest stosowane w Europie od około 60 lat i nigdzie nie wywołało katastrofy ekologicznej. Nigdzie na świecie wydobywanie gazu łupkowego nie zatruło też zbiorników wodnych.

To nie przeszkadza jednak kontestować metodę szczelinowania europejskim Zielonym. A to właśnie do tej frakcji zamierza przystąpić formacja Janusza Palikota, jeśli wprowadzi swoich polityków do Parlamentu Europejskiego.

Związki z Rosjanami

Wielu polityków aktywność ekologów wiąże z działalnością Gazpromu, rosyjskiego giganta gazowego, który w rzeczywistości jest przedłużeniem rządzących na Kremlu. W ubiegłym roku dwóch emerytowanych czeskich generałów związanych ze służbami specjalnymi ostrzegało, że z Moskwy płyną pieniądze dla europejskich organizacji zajmujących się ochroną środowiska. Ich celem ma być doprowadzenie do zakazu wydobywania złóż gazu łupkowego.

1,9 bln m sześc. gazu mogą zawierać nasze złoża łupkowe – podaje Państwowy Instytut Geologiczny

Taki scenariusz został zrealizowany w Bułgarii, gdzie bardzo aktywnie działała No Fracking France.

– Wyglądało to niesamowicie. Gdy zaczynaliśmy prace przygotowujące odwiert, miejscowa ludność była zachwycona. Cześć z nich dostała pracę, o którą było tam wyjątkowo trudno – opowiada „Rz" pracownica jednej z firm, która zamierzała wiercić w Bułgarii.

Potem nastrój się zmienił i zaczęły się demonstracje. – Co ciekawe, miejscowej ludności nie było często stać na kupienie ubrania, a znalazła pieniądze na spontaniczny wyjazd do Sofii na protesty – ironizuje menedżer. Dla niej było jasne, że ktoś za te wyjazdy musiał zapłacić.

Moratorium na wydobycie gazu łupkowego do tej pory wprowadzono także we Francji, w Czechach i częściowo w Niemczech. Tam jednak kluczowe było działanie lobbystów, a nie ekologów.

Trudny kraj

W Polsce jednak scenariusz bułgarski nie będzie łatwy do przeprowadzenia. – Akceptacja dla wydobywania gazu łupkowego jest wyjątkowo wysoka w skali europejskiej – mówi Konrad Szymański, europoseł PiS.

Nawet jeśli początkowo lokalne społeczności są przeciwne wierceniom, emocje opadają, gdy pojawiają się miejsca pracy, a przyjezdni płacą za dzierżawę terenu pod wiercenia. – Informacja o tym, że będzie u nas szukany gaz, spadła jak grom z jasnego nieba. Ludzie zaczęli szukać informacji w Internecie i pojawiły się problemy – mówi „Rz" wójt gminy Stężyca Tomasz Brzoskowski.

Obawy zostały rozwiane, gdy firma  BNK, która prowadziła odwiert, zaprosiła mieszkańców  na miejsce inwestycji. – Zorganizowano spotkania i starano się rzeczowo odpowiedzieć na wszystkie pytania. Oczywiście nie wszyscy byli zadowoleni, ale nie można firmie zarzucić, że nie starała się rozwiać obaw – mówi wójt.

Przyznaje, że praca wiertni nie spowodowała żadnych szkód w środowisku.

Pomorze i Kaszuby stały się dla organizacji ekologicznych poligonem walki z gazem łupkowym. Przeciwnicy wierceń z Niemiec i Francji starają się przekonać mieszkańców miejscowości, w których inwestują gazownicy, że eksploatacja złóż oznacza katastrofalną degradację środowiska naturalnego. Jesienią dołączą do nich ekolodzy z Belgii, a polskie organizacje ochrony środowiska planują konsolidację działań i zaostrzenie form protestu.

10 sierpnia 11 polskich organizacji z Pomorza i Kaszub podpisało w Lęborku porozumienie o współpracy. Mają koordynować działania i razem organizować protesty przeciwko eksploatacji złóż łupkowych. Do działania mobilizują ich niemiecka Fundacja Róży Luksemburg i francuska No Fracking France, które przysyłają do Polski swoich aktywistów.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Hołownia w Finlandii. Wizyta z naciskiem na bezpieczeństwo
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Kwaśniewski o roku rządów Tuska: Jesteśmy bardziej znaczący w UE
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora
Polityka
Szymon Hołownia: Nie wskażę w drugiej turze wyborów na Karola Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Polityka
Karola Nawrockiego zapytano o cenę masła. Oto, co odpowiedział