Oba sondaże były realizowane już po ujawnieniu tzw. afery taśmowej w PSL i w samym środku trwającego właśnie zamieszania wokół spółki Amber Gold. Wydawało się, że obie te sprawy są na tyle poważne, że mocno odbiją się na poparciu dla obu rządzących ugrupowań.
Na to zresztą wskazywał pierwszy sondaż Homo Homini dla portalu Wirtualna Polska przeprowadzony 21 sierpnia. Wynikało z niego, że na PO zamierza oddać głos 30 proc. badanych. To o dwa punkty procentowe mniej niż jeszcze kilka tygodni wcześniej. Na ludowców zagłosowałoby 5 proc. ankietowanych (spadek o 1 pkt proc.). Wzrosło z kolei o 3 pkt proc. poparcie dla PiS (do 29 proc.). W mediach od razu zawrzało. Pojawiły się nagłówki, iż PiS dogania Platformę, a większość komentatorów przyczyn tej sytuacji upatrywała właśnie w sprawie Amber Gold, w związku z którą przewijało się nazwisko syna premiera – Michała Tuska – oraz w ujawnianych w ostatnich tygodniach informacjach, że w spółkach Skarbu Państwa PO i PSL zatrudniają ludzi z klucza partyjnego i rodzinnego.
Dlatego też sporą konsternację wywołał u wszystkich opublikowany w piątek sondaż CBOS przeprowadzony w dniach 14–22 sierpnia. Wynika z niego, że Platformie mimo afery Amber Gold poparcie w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosło o 4 pkt proc. i wynosi 36 proc.
Wzrosło też o 2 pkt proc. poparcie koalicyjnego PSL (wynosi 6 proc.). Spadło natomiast... głównej partii opozycyjnej, czyli PiS. Chęć oddania głosu na ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zadeklarowało 22 proc. ankietowanych, co oznacza spadek o 3 pkt proc.
Tym razem szybko pojawiły się komentarze, iż jest to zasługa konferencji Donalda Tuska, na której pojawił się w roli zatroskanego ojca, którego syn jest niesłusznie atakowany.