„Krajowy Program na rzecz Równego Traktowania wprowadza pojęcia, dla których brak jest odniesienia w polskim ustawodawstwie, jak np. definicja płci społeczno-kulturowej" – takie stanowisko do dokumentu opracowywanego przez Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz napisał wiceszef resortu gospodarki Jerzy Pietrewicz. To tylko jeden z negatywnych komentarzy, jakie napłynęły z ministerstw w trakcie prac nad dokumentem.
W przeszłości ministrowie rządu Donalda Tuska tonęli już w kłótniach światopoglądowych. W 2012 r. ówczesny szef resortu sprawiedliwości Jarosław Gowin spierał się z Kozłowską-Rajewicz o podpisanie przez Polskę konwencji Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, a przed styczniowym głosowaniem w sprawie związków partnerskich otwarcie sprzeciwił się premierowi Donaldowi Tuskowi.
Jednak wskutek prac nad programem równościowym spory odżyły na nowo. Pierwsza wersja projektu pojawiła się w lutym. Zaprotestował resort Gowina, bo program zakładał szybką ratyfikację podpisanej w grudniu konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Wiceminister edukacji Joanna Berdzik oponowała przeciw sformułowaniu, że w podręcznikach „preferowane są stereotypowe układy rodzinne: mama, tata, dwoje dzieci". Ale najwięcej uwag wysłał wiceminister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. Zarzucił nawet Kozłowskiej-Rajewicz... liczne błędy językowe i literówki.
Początkowo minister ds. równości nie zamierzała uwzględniać niektórych protestów ministerstw. W maju opisaliśmy w „Rz" tabelę, w której biuro minister odnosi się do poszczególnych uwag. Wynikało z niej, że nie uwzględniła m.in. uwagi Ministerstwa Pracy mówiącej o tym, że przepisów o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie nie trzeba uzupełniać o problematykę agresji wobec gejów.
Nie będzie już walki z przemocą wobec gejów w szkołach?