Rusza ostatnia wojna o Otwarte Fundusze Emerytalne. Wojna, która może ostatecznie pogrzebać kruche zawieszenie broni między Leszkiem Balcerowiczem a jego dawnymi politycznymi przyjaciółmi i uczynić profesora bezwzględnym przeciwnikiem rządu.
To starcie może kosztować Platformę więcej niźli wszystkie wojny z Jarosławem Kaczyńskim. Bo dla większości wyborców PO Balcerowicz to coś więcej niż trzykrotny wicepremier. To symbol przemian, guru wolnorynkowej Polski i ojciec ich dobrobytu. A ojca się słucha, zwłaszcza jeśli zapewnił dobrobyt.
Pierwsze starcia
Rzeczywiście, OFE to klawisz, który wystarczy delikatnie nacisnąć, by rozsierdzić profesora. Już przy okazji pierwszego cięcia prywatnych funduszy emerytalnych w 2011 r. Balcerowicz rozpętał Donaldowi Tuskowi piekło, potykając się w telewizyjnym pojedynku z ministrem finansów Jackiem Rostowskim.
Ale problem premiera polega na tym, że nie tylko w sprawie OFE rząd zadarł z Balcerowiczem. Stosunki między nimi zaczęły się psuć w pod koniec minionej kadencji. W połowie 2010 r. rząd Tuska zaczął przeć do przejęcia za pośrednictwem państwowego PKO BP prywatnego banku BZ WBK.
Dla Balcerowicza, piewcy prymatu prywatnego kapitału, taka nacjonalizacja była nie do przyjęcia.