Leszek Balcerowicz nie chce odejść

Kiedyś uważał, że Donald Tusk zostaje jego następcą. Dziś uważa, że premier robi z Polaków idiotów.

Publikacja: 12.07.2013 20:53

Leszek Balcerowicz nie chce odejść

Foto: ROL

Rusza ostatnia wojna o Otwarte Fundusze Emerytalne. Wojna, która może ostatecznie pogrzebać kruche zawieszenie broni między Leszkiem Balcerowiczem a jego dawnymi politycznymi przyjaciółmi i uczynić profesora bezwzględnym przeciwnikiem rządu.

To starcie może kosztować Platformę więcej niźli wszystkie wojny z Jarosławem Kaczyńskim. Bo dla większości wyborców PO Balcerowicz to coś więcej niż trzykrotny wicepremier. To symbol przemian, guru wolnorynkowej Polski i ojciec ich dobrobytu. A ojca się słucha, zwłaszcza jeśli zapewnił dobrobyt.

Pierwsze starcia

Rzeczywiście, OFE to klawisz, który wystarczy delikatnie nacisnąć, by rozsierdzić profesora. Już przy okazji pierwszego cięcia prywatnych funduszy emerytalnych w 2011 r. Balcerowicz rozpętał Donaldowi Tuskowi piekło, potykając się w telewizyjnym pojedynku z ministrem finansów Jackiem Rostowskim.

Ale problem premiera polega na tym, że nie tylko w sprawie OFE rząd zadarł z Balcerowiczem. Stosunki między nimi zaczęły się psuć w pod koniec minionej kadencji. W połowie 2010 r. rząd Tuska zaczął przeć do przejęcia za pośrednictwem państwowego PKO BP prywatnego banku BZ WBK.

Dla Balcerowicza, piewcy prymatu prywatnego kapitału, taka nacjonalizacja była nie do przyjęcia.

Uderzył po raz pierwszy, jeszcze delikatnie. – Bronię polskiej gospodarki przed problemami, jakie wiązałyby się z jej upolitycznieniem. Nie byłoby problemu, gdyby o BZ WBK ubiegał się wiarygodny polski kapitał prywatny, a nie polskie władze polityczne – mówił.

Drugie starcie miało podobny grunt, ale znacznie bardziej gwałtowny przebieg. Jesienią 2010 r. rząd zaproponował przejęcie państwowej spółki Energa przez inną państwową spółkę PGE. Rząd przekonywał, że tylko taki gigant będzie w stanie wybudować w Polsce elektrownię atomową i konkurować z zagranicznymi firmami. Tyle że Balcerowicz nie kupuje przypowiastek, w których państwo gra główną rolę w gospodarce.

Ale i ten spór rozszedłby się pewnie po kościach, gdyby w rozgrywce nie pojawił się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Szefowa UOKiK Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel nie chciała wydać zgody na transakcję, za co posypały się na nią gromy ze strony premiera.

Balcerowicz się wściekł. Napisał list w obronie Krasnodębskiej-Tomkiel. Podpisało się pod nim kilkadziesiąt osób – ekonomistów, działaczy społecznych i publicystów. „Uważamy, że jest to transakcja szkodliwa i nie należy jej przeprowadzać. Wyrażamy sprzeciw wobec nacisku premiera na prezesa UOKiK za przeciwstawianie się tej transakcji”. W finale UOKiK zwyciężył – Sąd Antymonopolowy nie zezwolił na tę transakcję.

Zimna wojna między Balcerowiczem a Tuskiem zaczęła się właśnie wtedy. A pierwsza wojna o OFE w 2011 r. tylko ją zaostrzyła.

Jedna rodzina

Takie nagłe pogorszenie relacji między ojcem polskiego liberalizmu a gabinetem kierowanym przez liberalnego premiera stanowiło zaskoczenie.

Oczywiste było, gdy koalicja PiS-LPR-Samoobrona po dojściu do władzy próbowała ciągać Balcerowicza po komisjach śledczych. I dla Kaczyńskiego, i dla Giertycha, a dla Leppera w szczególności, Balcerowicz był wcielonym złem, grabarzem polskiej gospodarki, który – jak mawiał szef Samoobrony – „musi odejść”. Jeszcze wcześniej naturalne było natarcie ze strony premiera Leszka Millera, gdy Balcerowicz był prezesem NBP i nie miał ochoty tak obniżać stóp procentowych, jak tego chciało SLD.

Nikt się jednak nie spodziewał, że dojdzie do konfliktu na linii Balcerowicz – Tusk. Że dojdzie do wojny w rodzinie, która wymknie się obu stronom spod kontroli.

Bo że Tusk i Balcerowicz są politycznymi krewniakami, wątpliwości być nie może. Gdy w 1991 r. prezydent Lech Wałęsa wyniósł do władzy małe gdańskie środowisko Kongresu Liberalno-Demokratycznego, powołując na premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, Balcerowicz został wicepremierem w jego rządzie. Kontynuował swą misję z czasów pracy w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego z Unii Demokratycznej.

Potem – gdy KLD połączył się z UD – znaleźli się w jednej partii: Unii Wolności. W drugiej połowie lat 90. Balcerowicz przewodził Unii, zaś Tusk zasiadał w jej władzach. A gdy Balcerowicz odchodził, typował Tuska na nowego lidera. „Była między nami chemia, intuicyjne zrozumienie. Odpowiadał mi jego sposób bycia, czułem do niego sympatię” – mówił Balcerowicz o Tusku w 2008 r., gdy jeszcze utrzymywali bliskie relacje.

Kiedy PiS objęło rządy i próbowało rozliczać Balcerowicza, Tusk go pryncypialnie bronił. „Każdy polityk, każda partia polityczna, która 16 lat po odzyskaniu niepodległości Polski ponownie wyciąga swoje ręce po uprawnienia, swobody, pieniądze Polaków, jest władzą, która jest zarażona bakcylem komunizmu. Niczym się nie różni od poprzedników sprzed 1989 r.” – mówił w marcu 2006 r., gdy w Sejmie pod dyktando Jarosława Kaczyńskiego powstawała bankowa komisja śledcza, której Balcerowicz miał być głównym oskarżonym.

Gdy Tusk doszedł do władzy w 2007 r., czasami prosił charyzmatycznego profesora o doradztwo. Ba, ministrem finansów mianował Jacka Rostowskiego, doradcę Balcerowicza z czasów budowania rynku na początku lat 90.

Czas na rozwód

Tyle że im bardziej władza i kryzys budziły w tercecie Tusk/Bielecki/Rostowski socjaldemokratyczne sentymenty, tym bardziej Balcerowicz utwardzał się na swym neoliberalnym posterunku. Jest jak ostatni apostoł wolnego rynku, w który zwątpili wszyscy towarzysze wokół. Bo wojna Balcerowicza z Tuskiem to wojna o pryncypia III RP, jako państwa zbudowanego na liberalizmie gospodarczym. Broniąc prywatnego kapitału, Balcerowicz broni swego dorobku z ostatniego ćwierćwiecza.
Paradoksalnie, rządy ugrupowań socjalnych – takich jak SLD czy PiS – więcej o Balcerowiczu złego mówiły, niż realnie kwestionowały tę jego doktrynę. Trwały przy status quo, czasem po cichu i delikatnie przykrawając balcerowiczowskie dogmaty – jak Miller, który wprowadził przywileje emerytalne dla mundurówki.

Dlatego Balcerowicz – mówią jego współpracownicy – ma poczucie, że rząd PO jest pierwszym, który ów konsensus tak widowiskowo burzy. A że niszczycielami są polityczni krewniacy – tym bardziej nie może im tego darować.

Mimo to, kiedy powstał drugi rząd Tuska, doszło do nieformalnego zawieszenia broni. W okolicach rządu znalazło się kilku jego protegowanych – np. Jakub Karnowski, który został szefem PKP. Do Balcerowicza zbliżył się też opętany wizją deregulacji gospodarki minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Swą prawą ręką w resorcie Gowin uczynił Jarosława Bełdowskiego, który tworzył dla Balcerowicza Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Ten stan zawieszenia trwał do dymisji Gowina i ogłoszenia trzech wariantów zmian w OFE. Balcerowicz bronił Gowina przed wyrzuceniem z rządu, a plany kolejnego cięcia funduszy emerytalnych uznał za wypowiedzenie wojny. Propozycje zmian w OFE nazwał „fałszerstwem intelektualnym”, „antykapitalistyczną propagandą” i „przekrętem emerytalnym”. – Położenie łapy na oszczędnościach emerytalnych Polaków wykończyłoby PO. Jej wyborcy nie przełknęliby czegoś takiego – oświadczył.

Rząd to zerwanie rozejmu potraktował bardzo zdecydowanie. – Nie będę przyjmował politycznych lekcji od Balcerowicza, który doprowadził dwa rządy do katastrofy politycznej – atakował Rostowski.

Wicepremier mimochodem ujawnił tą wypowiedzią polityczny cel egzekucji na OFE – rząd potrzebuje pieniędzy, by nie przegrać wyborów.

Rzeczywiście, Balcerowicz postępował całkowicie odwrotnie – gdy działał w polityce, to napędzała go zmiana, a nie trwanie; szedł jak taran, ślepo przekonany o własnych racjach. I – tu ma rację Rostowski – bywało, że kończyło się to polityczną katastrofą, bo zmiana i wywołana przez nią niepewność źle się sprzedaje w politycznych zawodach. Tyle że w znaczącej mierze to dzięki owemu ślepemu uporowi Balcerowicza Polska odniosła gospodarczy sukces.

Krytycy Balcerowicza w obozie władzy zarzucają mu, że z perspektywy akademickiej katedry nie rozumie realiów pogrążonej w kryzysie Europy i Polski, na którą czyha recesja. Że jego ultrarynkowe, neoliberalne i wolnościowe przekonania gospodarcze nie przystają do czasów, gdy to państwo okazuje się głównym graczem na rynku.

Szczerze czy nie – takie poglądy głosi przytłaczająca większość polityków Platformy. Gdy w Sejmie przyjdzie do rytualnego uboju na OFE, sumienie zmusi do sprzeciwu niewielu z nich. A premier? Najchętniej zakrzyknąłby dziś za nieboszczykiem Lepperem, że „Balcerowicz musi odjeść”. Tyle że mu nie wypada.

Rusza ostatnia wojna o Otwarte Fundusze Emerytalne. Wojna, która może ostatecznie pogrzebać kruche zawieszenie broni między Leszkiem Balcerowiczem a jego dawnymi politycznymi przyjaciółmi i uczynić profesora bezwzględnym przeciwnikiem rządu.

To starcie może kosztować Platformę więcej niźli wszystkie wojny z Jarosławem Kaczyńskim. Bo dla większości wyborców PO Balcerowicz to coś więcej niż trzykrotny wicepremier. To symbol przemian, guru wolnorynkowej Polski i ojciec ich dobrobytu. A ojca się słucha, zwłaszcza jeśli zapewnił dobrobyt.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Lewica wybrała swoją kandydatkę na prezydenta
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Czarne chmury nad ministrem Wieczorkiem. Nawet wniosek PiS niewiele może już zmienić
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię