Jak dowiedziała się „Rz", dziś Marek Migalski skieruje do sądu pozew przeciwko ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu. Domaga się w nim przeprosin oraz wpłaty 5 tys. zł na rzecz fundacji Białoruski Dom w Warszawie.
Sprawa dotyczy korespondencji, jaką politycy toczyli na początku lipca na Twitterze. Migalski napisał, że MSZ ujawniło nazwiska kilkudziesięciu opozycjonistów białoruskich, którym dano diety za udział w konferencjach. To zaś pozwoliło Łukaszence oskarżać ich o zdradę państwa i służbę wrogom Białorusi. Odpowiedź Sikorskiego była następująca: „Kłamie Pan. Nikt za udział w tych jawnych konferencjach, przy udziale mediów, nie był represjonowany".
Problem polega na tym, że Migalski nigdzie nie napisał, że opozycjoniści białoruscy byli represjonowani za to, że brali udział w tych konferencjach, ale za to, że za swoją obecność przyjęli diety. W swoim pozwie eurodeputowany podaje przykłady działania białoruskiego reżimu w takich sytuacjach, gdy MSZ wypłacało białoruskiej opozycji środki finansowe, a następnie przesyłało pocztą deklaracje podatkowe związane z tymi wypłatami.
»Przewodniczący organizacji „Za wolność" Aleksander Milinkiewicz był w 2012 roku obiektem gruntownych kontroli podatkowych, w wyniku których została na niego nałożona kara finansowa. Szykany ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki (włącznie z zakazami wyjazdów poza granice Białorusi) dotknęły także Stanisława Szuszkiewicza oraz Anatolija Labiedźkę« – pisze Migalski. Jest tak dlatego, że zgodnie z białoruskim prawem na korzystanie z zagranicznej pomocy trzeba mieć zgodę władz. W innym przypadku jest to traktowane jako przestępstwo.
Sprawę opisywała „Rz". W październiku 2012 r. pisaliśmy o tym, że MSZ wysłało PIT do 30 białoruskich opozycjonistów, choć trzy miesiące wcześniej jeden z nich Aleś Bialacki został skazany na podstawie polskich dokumentów finansowych przekazanych reżimowi Łukaszenki na 4,5 roku więzienia.