– Nie uda mu się więcej powoływać na destrukcyjną działalność parlamentu – podsumował wyniki niedzielnych wyborów szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiego Senatu Konstantin Kosaczow.
– Ekipa Poroszenki i najbardziej ekstremistyczne siły polityczne Ukrainy odchodzą do historii – przedstawił wstępną, rosyjską ocenę zmian na kijowskiej scenie politycznej. Rzeczywiście, do Werchownej Rady nie weszły partie wywołujące największe emocje na Kremlu, m.in. Swoboda czy Dmytro Jarosz z Prawego Sektora.
Nikt jednak w Moskwie nie wie, co oznacza jej nowy skład i jak wpłynie na politykę prezydenta Zełenskiego wobec Rosji. „Mając więcej władzy (przy życzliwym parlamencie – red.) obecnie łatwiej mu będzie iść na ustępstwa w stosunku do Kremla" – zauważył jeden z zachodnich obserwatorów. Nadal jednak – tak jak i w maju, gdy wygrał wybory prezydenckie – nie wiadomo, czy Zełenski w ogóle chce iść na jakiekolwiek ustępstwa.
„Ustępowanie Kremlowi grozi doprowadzeniem do rozłamu w ukraińskim społeczeństwie" – przestrzegają eksperci. Prawie połowa Ukraińców na przykład nie godzi się na specjalny status (czyli autonomię) dla separatystycznych rejonów Donbasu. Ale jedna trzecia gotowa jest przyznać Ługańskowi i Donieckowi taki status.
– W sprawie polityki wobec Rosji nie ma jedności nawet wśród najbliższych współpracowników prezydenta – uważa jeden z kijowskich ekspertów. W Moskwie odnotowano już jednak, że szef administracji prezydenta, były prawnik multimiliardera Ihora Kołomojskiego, Andriej Bogdan skłania się do zawarcia kompromisu z Rosją. Ostro sprzeciwia się zaś temu nowy sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Ołeksandr Daniluk. Już po wyborach przypomniał on publicznie służbie bezpieczeństwa, Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i bankowi centralnemu, że są odpowiedzialne za wykonanie sankcji nałożonych na Rosję 15 maja przez ustępującego prezydenta Petra Poroszenkę. – Nikt ich nie anulował – przestrzegł.